niedziela, 5 lipca 2020

Turbulencje - czyli dwanaście opowieści, a o wiele więcej historii


Wybraliście się kiedyś w podróż samolotem? A jeśli nie, to może pociągiem? Z pewnością na jedno z tych pytań (lub nawet na obydwa pytania) możecie odpowiedzieć twierdząco. A czy podczas swoich rozmaitych podróży zastanawialiście się, jak wygląda życie Waszych "chwilowych" sąsiadów? Co lubi robić pani, która niedawno siedziała obok Was? Czy mężczyzna z wąsem z rzędu na przeciwko interesuje się architekturą? Dlaczego nastoletnia dziewczyna przez całą drogę wpatrywała się w szybę? Czyżby bała się turbulencji lub spóźnienia pociągu? A może rozmyślała o wczorajszej kłótni z dziadkiem? Jeśli powróciliście myślami do niedawno spotkanych turystów i rozpaliłam w Was lekką ciekawość, muszę Was niestety zmartwić. Najprawdopodobniej nigdy nie dowiecie się niczego o osobach, z którymi wymieniliście jedynie spojrzenia lub kilka słów. Jednak istnieje niewielka, naprawdę niewielka, szansa, że ponownie się z nimi zobaczycie. Bo świat przecież wcale nie jest taki duży, jak może się nam wydawać.

Starsza kobieta ma ponad siedemdziesiąt lat, lęk przed lataniem oraz syna Jamiego po pięćdziesiątce. Mieszka w Hiszpanii, choć jest Angielką, co można z łatwością poznać po jej akcencie. Niedawno wróciła do Londynu, jednak tylko na miesiąc. Spędziła ten czas w mieszkaniu swojego syna. Chciała być blisko niego. U pięćdziesięciolatka został wykryty rak prostaty. I to na dość zaawansowanym poziomie. Jamie musiał odbyć pobyt w szpitalu. Radioterapia okazała się niezbędna i nieunikniona. Mężczyzna należał raczej do tych ludzi, którzy wolą obracać swoje problemy w żarty. I powiedzmy to jasno - niezbyt śmieszne. Ale obecność jego mamy (już nie najmłodszej) zdecydowanie do tego nie zachęcała. Kiedy wrócił ze szpitala, jego myśli krążyły tylko i wyłącznie wokół kupienia kobiecie biletu powrotnego. Niezbyt martwił się tym, że siedemdziesięciolatka panicznie boi się lotów oraz turbulencji.

Werner jest pilotem. Kiedyś sterował samolotami pasażerskimi, teraz zawodowo wsiada tylko do tych towarowych. To dlatego, że transport towaru przynosi większy zysk niż transport ludzi, a co za tym idzie - pilotowanie samolotu towarowego to wyższa zapłata. Gdy Werner wezwał taksówkę, aby dotrzeć na lotnisko, wydarzyła się tragiczna sytuacja. Taksówkarz wjechał w skuter prowadzony przez młodego mężczyznę. Niestety, chłopak zginął na miejscu. To wydarzenie przypomniało Wernerowi o jego siostrze. Dziewczynka utopiła się, kiedy miała trzy lata. On liczył wtedy zaledwie pięć wiosen, był tylko ociupinkę starszy. Wciąż pamięta mocny uścisk dłoni taty oraz palący w stopy piasek, po którym szybko chodzili, nerwowo poszukując wzrokiem jego siostry. Śmierć dziewczynki była wstrząsająca i traumatyczna dla rodziców. Z półek oraz szafek w domu zniknęły wszystkie jej zdjęcia, przez co Werner zupełnie zapomniał, jak wyglądała jego siostra. Po kilku latach fotografie znów wróciły na swoje miejsce. Od tamtego momentu mężczyzna (a wtedy chłopiec) co jakiś czas przypomina sobie o niewielkiej istocie, którą kochał. Wypadek z chłopcem na skuterze przypomniał mu o śmierci dziewczynki. I nie, Werner nie spóźnił się na lotnisko. Złapał inną taksówkę.


Marion posiada niezwykłą umiejętność arcyciekawego pisania, a przynajmniej tak twierdzą jej czytelnicy. Młoda dziennikarka właśnie przeprowadzała z nią wywiad. Przed rozmową towarzyszyły jej stres oraz zadowolenie. Była ogromną fanką Marion - i nie wymyśliła tego na potrzebę wywiadu. Po kilku zadanych pytaniach oraz przemyślanie ułożonych odpowiedziach do pisarki zadzwonił zięć. Powiadomił ją, że już za momencik zostanie babcią. Marion przerwała wywiad i oznajmiła, że za dwie godziny ma lot do Seattle, gdzie właśnie rodzi jej córka. No cóż, reszta pytań musiała być wysłana mailem. Kiedy kobieta dotarła już do szpitala, nie mogła znaleźć męża swojej córki. Błąkała się po korytarzach. Bezskutecznie. Wydawało się jej to naprawdę dziwne. W końcu jedna z pań pracujących w szpitalu wskazała Marion drogę prowadzącą do sali Annie - jej córki. Na widok swojej pociechy z własnym maleństwem Marion zakręciła się łezka w oku, ogarnęło ją ogromne wzruszenie. Później dostrzegła niespotykany wzrok Annie, która oznajmiła, że Thomas urodził się niewidomy. Po tej szokującej nowinie Doug, czyli zięć Marion, wyszedł ze szpitala. Pisarka nigdy nie wybaczy sobie tego, że nie potrafiła odpowiednio zareagować na wiadomość o zaburzeniu widzenia wnuka.

Anita musiała zajmować się starszym panem, któremu starzenie się naprawdę dawało w kość. To była jej praca. Minęła prawie dekada, odkąd przybyła do Delhi. Do dzisiaj nie ma pewności, dlaczego właściwie to zrobiła. Drzemała w niej ogromna potrzeba ucieczki i odcięcia się od rodziny - w przeciwieństwie do siostry Nalini. Kiedy kobiety razem rozmawiały przez telefon, Nalini opowiadała z paniką w głosie o pożarze domu. Od tamtej chwili Anita wiedziała, że musi polecieć do Kochi i pomóc siostrze. Gdy już dotarła na miejsce, zaatakowały ją dwa zdziwienia. Po pierwsze, dom był w całkiem niezłym stanie. Po drugie, twarz Nalini była w naprawdę kiepskim stanie. To dzięki jej mężowi, który wyjątkowo przyjechał do domu. A musicie wiedzieć, że Shamgar zaszczycał pięcioosobową rodzinę swoją obecnością mniej więcej raz na rok lub dwa lata. Pracował w Katarze u białej kobiety. Anita mówiła swojej siostrze, że koniecznie musi odejść od męża. Obiecywała, że zawsze będzie służyła jej pomocą - wystarczy tylko jeden telefon. Nalini nie miała zamiaru się rozwodzić.


Wszystkie osoby, o których napisałam, są w jakiś sposób połączone. Ich historie przeplatają się ze sobą. Niekiedy stają się jedną opowieścią, czasami na moment się od siebie oddalają. "Turbulencje" są złożone z dwunastu rozdziałów. Tytułem każdego z nich jest kod portu lotniczego, na przykład "LGW - MAD". Motyw przelotu, lotniska, staje się bardzo istotny, nabiera w tej książce nowego znaczenia. Zbliża również do siebie wszystkich bohaterów. David Szalay potrafi zajrzeć człowiekowi przez ramię i w odpowiednim momencie zamknąć oczy. Wybitnie przelatuje do różnych państw, miast, domów, wysp. "Turbulencje", napisane naprawdę świetnym językiem - przetłumaczone przez Dobromirę Jankowską, pochłaniają czytelnika, jednocześnie zmuszając go do rozmyślań o różnych niedopowiedzeniach pojawiających się w książce. Myślę, że to pozycja o lękach. Tych związanych z miłością, śmiercią, stratą, przemocą, ale także lataniem. Okazuje się, że świat wcale nie jest taki duży, a obecność danej osoby w samolocie, siedzącej tuż obok nas, może odcisnąć na naszym życiu naprawdę spore piętno.

Wydawnictwo Pauza znowu udowadnia, że książki o zwykłych życiach są jednymi z tych najciekawszych. Przeczytajcie "Turbulencje".

Tytuł - Turbulencje
Tekst - David Szalay 
Przekład - Dobromira Jankowska
Wydawnictwo Pauza, Warszawa, 2020

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz