sobota, 29 czerwca 2019

Pierwsza zasada punka - czyli coś dla niebieskich irokezów i kręconych blondynek


Lubicie kolendrę i długie sukienki? A może sklepy z winylami i potargane spodnie? Niezależnie od Waszych odpowiedzi, pozwólcie, że zabiorę Was do świata punkrocka. Mimo, że to nie jest mój ulubiony gatunek muzyczny, z wielką przyjemnością pochłonęłam dzisiejszą pozycję. Jestem przekonana, że w Waszym przypadku będzie dokładnie tak samo. Chcecie poznać pierwszą zasadę punka?

Dwunastoletnia Malú, a tak właściwie to María Luisa, ma dwa domy. Pierwszym jest mieszkanie mamy. Drugi to sklep taty. W tym pierwszym w szczególności uwielbia swój pokój. Darzy to miejsce miłymi uczuciami i wiąże z nim mnóstwo wspomnień. Natomiast sklep taty to prawdziwy raj dla muzycznych smakoszy. Dziewczyna czuje się tam najlepiej jak tylko można. Przesłuchiwanie całych stosów płyt to dla niej niezwykle ciekawe zajęcie. Warto dodać, że podobnie jak jej tata, Malú jest punkiem. To właśnie z tatą znalazła wspólny język. To on zawsze, ale to dosłownie zawsze, rozumie jej wybory i decyzje. Jest osobą, której dziewczyna powierza swoje największe tajemnice. Tata docenia ziny tworzone przez Malú oraz jej nieszablonowy styl ubierania się. A przecież potargane spodnie i trampki posklejane taśmą także mogą wyglądać czadowo, prawda? Nie do końca rozumie to mama, która chce, aby jej córka była jej dokładnym odwzorowaniem. Bardzo często mamie włącza się tryb "Super-Meksykanki". Jednak Malú nie czuje w sobie meksykańskiej krwi. Nie chce ubierać się w kolorowe sukienki, obchodzić tamtejszych świąt i jeść kolendry. Wie, że to nie jest zgodne z jej naturą. Kiedy mama zaczyna namawiać bohaterkę do robienia wymienionych rzeczy, nastolatka ma ochotę uciec do taty i zostawić mamę samą z jej meksykańskim charakterem.


Zdarza się, że los podsyła nam niespodzianki. Takim prezencikiem dla Malú oraz jej mamy była przeprowadzka do Chicago. Nie będę ukrywać, że nastolatka nie podskakiwała radośnie z tego powodu. Wręcz przeciwnie. Wypełnił ją smutek. Zdawała sobie sprawę z tego, że nie będzie mogła odwiedzać już sklepu taty. Nagle jej ukochane miejsce oddaliło się o kilka tysięcy mil. Czuła się drzewem, które zostało wyrwane i przewiezione, jednak bez korzeni. Po przeprowadzce Malú bardzo często dzwoni do taty i relacjonuje przytrafione sytuacje, lecz rozmowy w cztery oczy (sześć, jeśli liczymy psa) są o niebo lepsze.


Nadszedł pierwszy dzień w nowej szkole, czyli to, czego Malú obawiała się najbardziej. Dziewczyna stwierdziła, że dostosuje się do pierwszej zasady punka, która brzmi "bądź sobą". Założyła ubrania charakterystyczne dla swojego stylu. Pomalowała się - brokatowy cień do powiek i eyeliner poszły w ruch. Nie do końca spodobało się to mamie. Ale nastolatka była uparta. Już na pierwszej lekcji okazało się, że złamała regulamin. W szkole panowały bardzo rygorystyczne zasady, jeśli chodzi o wygląd. Szorty, koszulki na ramiączkach, dekolty, kolorowe włosy, makijaż - zabronione. Przkroczenie regulaminu zaowocowało nową znajomością. Malú spotyka pewnego chłopaka z niebieskim irokezem. Ma na imię Joe. Jego mama prowadzi kawiarnię, która była dla Malú miejscem wakacyjnych odwiedziń. Uwielbiała tam przychodzić i wsłuchiwać się w muzykę docierającą do jej uszu. Ale wróćmy do chłopaka. Joe wydawał się być naprawdę miły. Nie wyśmiewał dziewczyny, co niestety sprawiało niektórym wielką satysfakcję. Nie nazywał ją "dziwadłem". To określenie często było kierowane również w jego stronę. Czyżby skończyło się już jedzenie obiadów w samotności?

Nie zdradzę Wam, jak do tego doszło, ale Malú wraz z Joe'm i dwójką innych znajomych zakłada punkowy zespół. Cała czwórka chce walczyć z dyskryminacją i niesprawiedliwością, która opanowała ich szkołę. Nasza bohaterka nie mówi mamie o zespole i próbach. Chce ukryć to chociaż do pierwszego występu. Dlaczego? Ponieważ wie, że zostałaby skrytykowana. Ma jednak wielkie wsparcie w tacie i mamie swojego przyjaciela, która znakomicie ją rozumie i służy pomocą. Prawo do własnego zdania i poglądów jest dla zespołu niezwykle istotne. Dla nauczycieli i dyrektora chyba niekoniecznie. Nadszedł czas, aby to zmienić. I w końcu dojść z mamą do pokojowych stosunków.


Kiedy czytałam "Pierwszą zasadę punka", naprawdę myślałam o tym, że ta pozycja byłaby wspaniałą lekturą szkolną. Z pewnością powinni po nią sięgnąć młodsi czytelnicy, rodzice oraz nauczyciele, o tak! Można powiedzieć, że to tylko zwykłe życie dwunastolatki. Przechodzi okres buntu, nic nadzwyczajnego. Jednak szeroko otwiera oczy i pokonuje swoją nieśmiałość, co również ułatwia jej walkę ze wspomnianą dyskryminacją. Książka pokazuje też, że muzyka potrafi niekiedy nieźle ułatwić życie. I zdecydowanie pomóc w przecięciu się ścieżek dwóch osób.


Celia C. Pérez - autorka - w dzieciństwie była bardzo podobna do Malú. Wyklejała ziny i czuła się odrzucona oraz niezrozumiana. I uwaga! Sylwia Chutnik - tłumaczka - miała dokładnie tak samo. To dzięki tym paniom "Pierwsza zasadę punka" jest tak wyjątkową książką. Myślę, że naprawdę nie macie się nad czym zastanawiać. Miłego czytania!

Tytuł - Pierwsza zasada punka
Tekst i ilustracje - Celia C. Pérez
Przekład - Sylwia Chutnik
Wydawnictwo Zielona Sowa, Warszawa, 2019

sobota, 15 czerwca 2019

O psach - czyli węsząc tropy czworonogów


Psy. Całkiem spora gromadka osób sądzi, że są to najukochańsze zwierzęta pod słońcem. Sama tak uważam, dlatego przekonywanie rodziców do adopcji wciąż trwa! Nasze czworonogi od niepamiętnych czasów są obecne w sercach ludzi. I nie tylko w sercach, bo w literaturze także. W takim razie dzisiaj na tapet weźmiemy literaturę z pieskami w środku. No dobra, i na zewnątrz też!

Wspomniane zwierzaki zazwyczaj kojarzą się nam z chodzącym (lub biegającym) szczęściem i masą miłości. Jednak niektórym osobom psy mogą przypominać smutne momenty napotkane w życiu. Przykładem jest pewna kobieta. Kobieta, której bardzo gwałtownie rozsypało się małżeństwo. Niestety, obydwie strony odczuwały, że tego nie da się już uratować. Ale nikt nie miał w sobie tyle siły, aby zakończyć tę codzienną męczarnię. Gdy pewnego dnia kobieta przechadzała się po Warszawie ze smutkiem wymalowanym na twarzy, ujrzała w witrynie sklepowej gumowego, nadmuchanego psa. Od razu pomyślała, że być może trochę zirytuje i trochę rozśmieszy męża, kiedy przyniesie taką rzecz do domu. Pozbawiła niewielkiego sklepiku swojej śmiesznej witryny. Nie została zaskoczona po powrocie do domu. Gumowy, niezbyt urokliwy i rozpadający się pies stał się symbolem nędznego, niezbyt urokliwego i rozpadającego się związku.


Nie będę ukrywała, że powyższa historia jest jedną z moich ulubionych w książce "O psach". Jej autorką jest Weronika Murek, którą spotkałam po raz pierwszy, z czego bardzo się cieszę. Dobrze, a kto z Was kojarzy Andrzeja Stasiuka? Nie oszukujmy się, osoby, która nie kojarzy tego pana najprawdopodobniej możemy szukać ze świecą. Pan Andrzej jest otwarty na każdą psią przyjaźń. Zupełnie nie wie, jak to się dzieje, ale cały czas towarzyszą mu psy. Nie jeździ po nie do schroniska, ani nie kupuje ich w sklepach zoologicznych (mimochodem przypomnę - adoptujcie, nie kupujcie!). Już sam nie pamięta, ile psów znajdowało się pod jego dachem. Pierwsza opisana w książce parka to Mufka i Sybir. Mufka była niezwykle sprytna i zwinna - półtorametrowy płot przeskakiwała z wielką lekkością. Sybir musiał się nieco bardziej namęczyć, ponieważ podskoki nie przychodziły mu tak łatwo. Obydwa pieski zmykały razem do lasu. Zawsze wracały. Ale jak wszystkim wiadomo, zawsze nadchodzi koniec (przepraszam, rzuciłam teraz chyba najbardziej prozaicznym zdaniem). Stan na rok dwa tysiące osiemnasty wynosi, że panu Andrzejowi towarzyszą trzy psy - Cujka, Lubka i Mużin. Po drodze oczywiście pojawiło się jeszcze kilka, lecz to zostawię do samodzielnego odkrycia. Cujka, Lubka i Mużin - średniej wielkości, łaciate, niezbyt skoczne i jakże kochane!


Miłość do psa jest miłością bezgraniczną i wciąż niemożliwą do dokładnego opisania. Udowodniła to także Wioletta Grzegorzewska, która zakochana w pewnym piesku postanowiła go przygarnąć - mimo braku zgody osoby wynajmującej dom, słabej pozycji finansowej i kompletnego braku czasu. Jednak nie pożałowała swojej decyzji. Przekonała się na własnej skórze o tym, że psu można zdradzić każdą tajemnicę i o tym, że pies jest naszym najlepszym przyjacielem (no nie, znowu banał!), nawet jeśli raz na jakiś czas stracimy ulubione kapcie i po przyjściu do domu zastaniemy przewrócone krzesła.


W dzisiejszej książce znajduje się sześć opowieści, których autorami są: Michał Cichy, Wioletta Grzegorzewska, Weronika Murek, Patrycja Pustkowiak, Andrzej Stasiuk oraz Krzysztof Varga. Niektóre z nich to prawdziwe historie, żywcem wyjęte z życia pisarzy, natomiast niektóre to czysta fikcja. Niekiedy nasi czworonożni bohaterowie są metaforą bądź symbolem (tak jak u Weroniki Murek), a niekiedy przeuroczą istotą biegającą po podwórku (tak jak u Andrzeja Stasiuka). Ale jedno jest pewne - w każdym opowiadaniu odgrywają istotną rolę!


Muszę również zaznaczyć, że "O psach" została zilustrowana przez Olę Niepsuj, która mocno postawiła swoją stopę w świecie wyśmienitych kresek. Pozycja kryje w sobie sześć nieszablonowych rysunków. Już po okładce wiadomo, że to właśnie pani Ola wzięła się za szkice, wycinanki i rysunki do tej książki. I nie chodzi mi tutaj o podpis! Każda z ilustracji jest tak Niepsujowa, że już bardziej być nie może!

Wszyscy psiarze i psiarze "wannabe"! "O psach" to rzecz, którą po prostu musicie mieć! A przy okazji wspomnę, że powstała także pozycja-bliźniaczka zatytułowana "O kotach", o której możecie przeczytac tutaj. Kociarze, bez obaw - są także teksty i ilustracje kierowane właśnie do Was!

Tytuł - O psach
Tekst - Michał Cichy, Wioletta Grzegorzewska, Weronika Murek, Patrycja Pustkowiak, Andrzej Stasiuk, Krzysztof Varga
Ilustracje - Ola Niepsuj
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec, 2018

sobota, 1 czerwca 2019

Encyklopedia Wczesnej Ziemi - czyli baśniowa wędrówka przez śnieg i fale


Możliwe, że niektóre osoby dostrzegły, że książki typu fantasy to zupełnie nie moja bajka. Jakoś wciąż nie pociągają mnie tematy magii, zwierząt decydujących o losach świata, czy też znikających czarownic. Jednak istnieją wyjątki. "Encyklopedia Wczesnej Ziemi" może nie do końca wpisuje się we wspomniany gatunek, ale śmiało można stwierdzić, że się o niego ociera. Dobra, lecimy do świata mitów i legend!


Zacznijmy od Trzech Sióstr z Letniej Wyspy. Większość osób posiadających rodzeństwo z pewnością może potwierdzić, że w takiej relacji pojawia się sporo kłótni. Nie wiem, od czego to zależy, ale czasami trudno przeżyć choć jeden dzień bez ostrej wymiany zdań. W Krainie Nord, miejscu nietopniejącego śniegu i ciągłego mrozu, żyły trzy siostry. Ich imiona można przetłumaczyć mniej więcej tak: Mewie Skrzydło, Rzeczna Trzcina i Pierwszy Śnieg. Już dorosłe kobiety chciały spędzać ze sobą jak najwięcej czasu. Oprócz siebie nawzajem, kochały również rywalizację. Nawet zwykłe rękawice potrafiły być powodem do kłótni. Podczas wspólnej pracy przy brzegu Niebiańskiego Jeziora, spostrzegły opuszczone dziecko zawinięte w chusty. Miały dobre serduszka, więc postanowiły je przygarnąć oraz wychować.


Pochodzenie małego chłopca było tajemnicą. Mimo tego każda z sióstr traktowała go jak własnego syna. I tutaj zaczynały się schody. Jedno dziecko, trzy zupełnie odmienne zasady wychowania. Siostry postanowiły poprosić miejscowego Znachora o podzielenie chłopca na trzy części. Jednak starszy mężczyzna rozegrał to w nieco inny sposób. Stworzył z jednej osoby trójkę ludzi. Był tylko jeden warunek - trzech chłopców nie może się spotkać w dzieciństwie. Groziłoby to ich połączeniem się w jedno ciało, a tego kobiety nie chciały. Każda z nich przeprowadziła się w inne miejsce. Nawet po kilku dniach przeokropnie za sobą tęskniły. Nie były szczęśliwymi matkami. I nie miały szczęśliwych dzieci.


Nordowie posiadają wiele tradycji. Jedną z nich jest opuszczenie domu na noc w wieku trzynastu lat. Nasi bohaterowie nie uciekli od tejże tradycji - wyruszyli w podróż w swoich łódkach. Tej nocy trzy siostry nareszcie mogły się spotkać. Jednak stało się coś, czego się obawiały. Ich synowie spotkali się. Nie wiedzieli, dlaczego ciągnie ich do siebie nieznane dotąd uczucie. Przytulili się i połączyli. Znów stanowili jedno ciało. Z początku naszemu, już jednemu, bohaterowi było bardzo ciężko. Nie do końca potrafił zrozumieć swój organizm. Jednak z każdym dniem było coraz lepiej. Czuł tylko, że brakuje cząstki jego duszy. Skierował się ze swoim problemem do Znachora. Ten przyznał się, że faktycznie, to jego błąd - zgubił ową część przy rozdzielaniu go na trzy osoby. Zdradził, że znajduje się ona na drugim biegunie.


Już nie jako chłopiec, a mężczyzna, znał praktycznie wszystkie historie swojego ludu, czyli Nordów. Dlatego też został Gawędziarzem. Podczas swojej wyprawy na Biegun Południowy spotykał wiele osób. Ba, plemion! Dotarł między innymi do Brytniarki. Mieszkańcy tegoż miejsca chcieli go potraktować bardzo okrutnie. Kiedy usłyszeli, że Gawędziarz nie jest jednym z Halów (z którymi mieli ogromny konflikt) i ma im do zaoferowania sporo opowieści, zgodzili się na to, aby mógł z nimi przebywać. Snuł wiele historii na temat Krainy Nord. Opowiadał o jasności trwającej ponad trzy miesiące. O Morzu, które można wtedy zobaczyć w stanie ciekłym. O lasach i polowaniach. Ale również o surowych zimach i zamarzaniu z chłodu. Bardzo zaciekawiło to mieszkańców Brytniarki. Oni także odwdzięczyli mu się swoimi opowieściami. Gawędziarz przeżył z nimi wiele przygód, zarówno tych miłych, jak i niezbyt przyjemnych. Ale nie mógł tutaj zostać na dłużej. Musiał wrócić do poszukiwań cząstki swojej duszy.


Bujanie wśród fal nie było jego ulubionym zajęciem. Dlatego gdy trafił na ląd, ucieszył się. Tym razem odwiedził Migdal Bavel. Tam również spotkały go przyżycia, które nie należą do tych cukierkowych. Ale uwaga, ja już zamilknę, jeśli chodzi o treść książki! Pff, treść i ilustracje, bo to przecież komiks. No dobra, chyba nie będzie dla Was zaskoczeniem fakt, że Gawędziarz znalazł tak długo poszukiwaną część. Jednak najprawdopodobniej nawet nie podejrzewacie, czym mogła ona być. Ja byłam zaskoczona. I zresztą nie tylko zaskoczona.


Warto także zaznaczyć, że w "Encyklopedii Wczesnej Ziemi" pojawiają się dwie narracje. Jedna dotyczy oczywiście naszego bohatera, natomiast druga - Ptakoluda i jego dzieci. Ptakolud jest bogiem, który ma wpływ na życie wszystkich ludzi. I nie jest to typ o dobrym serduszku i mądrej głowie. Akurat tak się składa, że jego dzieci posiadają większą inteligencję, a w szczególności dziewczyna - Dziecina! To chyba jasne, że młodsi osobnicy powinni władać światem, prawda?


Dzisiejszy komiks jest prawdziwą ucztą, zarówno dla oczu, duszy jak i głowy. I choć może się Wam wydawać, że zdradziłam bardzo dużo treści, bądźcie spokojni. To dopiero okruszek całości. Isabel Greenberg świetnie przedstawiła opisane historie. Można wyciągać z nich bardzo dużo morałów. Opowieści o szamanach, plemionach i Gawędziarzu bez trudu można przełożyć na nasze codzienne życie. A historia o miłości, którą zostawiłam do samodzielnego odkrycia, jest znakomicie przemyślana. "Encyklopedia Wczesnej Ziemi" wzbudziła we mnie wiele skrajnych emocji. Namawiam Was, abyście również zanurzyli się w tą baśniową historię. Dajcie się jej ponieść niczym Gawędziarz morskim falom!

Tytuł - Encyklopedii Wczesnej Ziemi
Tekst i ilustracje - Isabel Greenberg
Przekład - Łukasz Buchalski
Wydawnictwo Kultura Gniewu, Warszawa, 2019