sobota, 20 czerwca 2020

Warszawa. Piżamorama - czyli (po)ruszmy stolicę


Warszawa. Cóż to jest za miasto! Niedawno wybraliśmy się tam na wycieczkę, pamiętacie? To była niezwykła podróż. Pukaliśmy do drzwi arcyciekawych warszawiaków, zwiedzaliśmy łazienki (i to takie królewskie, na wypasie!), zachwycaliśmy się bujnymi ogrodami i zaglądaliśmy do kawiarni oraz restauracji. Dzisiejsza wędrówka będzie się nieco różniła od tej poprzedniej. Od razu Was uprzedzam, że warto wziąć ze sobą wygodne buty, butelkę z wodą i aparat. No dobra, telefon też może się przydać. Jeśli dotrzymają Wam towarzystwa domownicy, przyjaciele lub znajomi, doświadczycie podwójnej radości z podróży. Naszym przewodnikiem będzie niewielki chłopiec, nazywany przez rodziców smykiem. Być może już go znacie, jest naprawdę rozchwytywanym i uwielbianym oprowadzaczem!

Jak wspomniałam chwilkę temu, nasz pilot nie jest spory. Natomiast z Warszawą jest zupełnie odwrotnie, to nie takie małe miasto! W końcu pełnienie funkcji stolicy zobowiązuje, dlatego Warszawa cały czas się rozrasta. W jej centrum znajduje się najwyższy budynek w mieście. Mierzy aż dwieście trzydzieści siedem metrów! Został wybudowany w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku. Spójrzcie, jak mieni się kolorami. Jest jednocześnie różowy, żółty, zielony i niebieski. Nasz przewodnik mówi, że lśni z daleka. A wiecie, że można zobaczyć go również wewnątrz? Trzydzieste piętro wyposażone jest w taras widokowy. Jeśli cierpicie na lęk wysokości, nie radzę Wam tam wchodzić. Wiecie, o którym budynku teraz mowa? Zastanówcie się chwilkę, macie trzydzieści sekund na odpowiedź!


Tuż pod naszą pierwszą atrakcją rozbrzmiewa uliczny gwar i muzyka. Pójdźmy za dźwiękiem. Ja już słyszę go coraz wyraźniej, a Wy? To muzyka Chopina, jego mazurek! Hm, a gdzie my teraz jesteśmy? Rozpoznajecie to miejsce? Znajdujemy się obok Muzeum Warszawy, które zajmuje aż jedenaście kamienic przy Rynku Starego Miasta. Skoro muzyka zaprowadziła nas w to miejsce, wejdźmy do środka i zwiedźmy główną wystawę. Możemy zobaczyć tu aż tysiąc warszawskich przedmiotów, w tym fotografie, pocztówki, obrazy... Dzięki tym rzeczom dowiemy się więcej o historii stolicy oraz osobach, które ją tworzyły. O rany, ilu rowerzystów! Piękna pogoda chyba zachęciła ludzi do rowerowych wypraw. Oraz do kąpieli w Wiśle! Jakaś dwójka właśnie wskoczyła do rzeki z uśmiechami na ustach.


Biel i czerwień to kolory charakterystyczne dla Polski. Pojawiają się nie tylko na symbolach narodowych. Zdobią także PGE Narodowy. Ta ogromna arena może pomieścić około sześćdziesięciu tysięcy osób. Została zbudowana wcale nie tak dawno, bo w dwa tysiące dwunastym roku, tuż przed Mistrzostwami Europy w Piłce Nożnej. Jednak tutaj odbywają się nie tylko mecze i inne sportowe wydarzenia. To miejsce idealne na wystawy, koncerty, wykłady, spotkania biznesowe oraz targi - również te książkowe. Warszawskie Targi Książki są idealną okazją do majowych spotkań z pisarzami i ilustratorami oraz do wzbogacenia swojej domowej biblioteczki. Nasz przewodnik szepcze mi do ucha, abym wspomniała jeszcze o tutejszej legendzie. Pół kobiecie, pół rybie, która uważnie strzeże brzegu Wisły. Z pewnością znacie tę dzielną strażniczkę.


Neony. Nie wiem, jak Wy, ale ja uwielbiam przyglądać się tym świecącym napisom oraz grafikom. Ależ one do nas mrugają, no spójrzcie tylko. Budynek przy Placu Konstytucji jest udekorowany "Siatkarką" rzucającą piłkę. To projekt neonu Jana Mucharskiego z tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego roku. Właśnie w tym czasie Warszawa była najjaśniejszym miastem w całej Polsce! Szkoda, że większość neonów zniknęła już z pejzażu tego miasta... Teraz możemy podziwiać je w Muzeum Neonów na Pradze. Kiedy będziemy się tam wybierać, koniecznie zahaczymy o palmę daktylową na wysepce ronda de Gaulle'a. Podoba się Wam? A jak myślicie, co symbolizuje to drzewo? Czy można tam spotkać małpy?! I właśnie - czy na pewno jest ono prawdziwe? 


O nie! Smyk musi już wracać! Jaka szkoda! To naprawdę świetny przewodnik, prawda? Ale zanim chłopiec wróci do rodziców, zabierze nas jeszcze między innymi do Centrum Nauki Kopernik i do Zamku Królewskiego. Odwiedzenie Łazienek i Grobu Nieznanego Żołnierza to chyba też nie najgorszy pomysł. Miejcie oczy szeroko otwarte! Coś czuję, że natrafimy na niespodziewane atrakcje oraz widoki. Smyk już poleciał, lecz tuż przed odlotem obiecał mi, że wróci. Wystarczy, że sięgniemy po pozycję "Warszawa. Piżamorama", a on w okamgnieniu do nas dołączy.


"Warszawa. Piżamorama" to naprawdę fascynująca rzecz. W tej książce została zastosowana nie najmłodsza technika animacji o nazwie ombro cinema. Nasz mózg zostaje zrobiony w bambuko i ulega iluzji optycznej. Do pozycji dodana jest specjalna folia. Kiedy przykładamy ją do prążkowanych ilustracji i powoli przesuwamy od jednej krawędzi do drugiej, widzimy ruszające się chmury, pędzące samochody, płynące fale Wisły oraz biegające dzieci. Panowie Michaël Leblond i Frédérique Bertrand, francuscy twórcy, przybyli do Warszawy i tak bardzo się nią zachwycili, że postanowili zrobić książkę o tym mieście. Oglądanie ruchomych ilustracji dostarcza naprawdę dużą porcję frajdy, nie tylko tym najmłodszym czytelnikom. A oprócz tego możemy dowiedzieć się troszkę o naszej stolicy.

No dobra, ja wracam do przesuwania folii po obrazkach. A Wy koniecznie odwiedźcie Warszawę razem z małym przewodnikiem!

Tytuł - Warszawa. Piżamorama
Tekst - Frédérique Bertrand
Ilustracje - Michaël Leblond
Wiek - 2+
Wydawnictwo Wytwórnia, Warszawa, 2020

niedziela, 14 czerwca 2020

Dorośli - czyli czy na pewno dorośli?


Macierzyństwo. Z książek, filmów, opowieści i własnych obserwacji mogę stwierdzić, że rola mamy wcale nie należy do tych najłatwiejszych. Najpierw pociecha nie może opuszczać matczynego pola widzenia. Pasją wielu maluchów jest wtedy głośny (naprawdę głośny!) płacz, przez co sen zajmuje mamom zaledwie jedną szóstą dnia. Następnie nadchodzi okres uderzania głową o grzejniki i zabawki oraz buszowania po zakamarkach wszystkich kontaktów elektrycznych. Kiedy dziecko zaczyna mówić, można nabawić się utraty głosu, ponieważ odpowiedziom na pytania nie ma końca! A później ponoć jest już tylko gorzej. To oczywiście macierzyństwo pokazane z niezbyt przyjaznej strony. Plusów jest przecież cała góra. Ida marzyła o rodzinnych posiłkach, odwiedzinach i wygłupach ze swoimi dziećmi. Dlatego bardzo pragnęła zostać mamą. 

Ida jest architektką. Właśnie pracuje nad nowym, naprawdę sporym projektem. Trzy miesiące temu obchodziła swoje czterdzieste urodziny. Niezbyt hucznie. Zaprosiła zaledwie garstkę koleżanek do jednej z pobliskich knajp. Ida dostrzega już lekkie kroki wczesnej starości, na przykład głęboką, długą zmarszczkę nieopodal policzka, jednak to nie przeszkadza jej, aby czuć się młodo. Dba o swój wygląd oraz swoje zdrowie. Czasami staje przed lustrem, aby skontrolować wzrokiem, czy "trzyma wagę". I faktycznie, trzyma. Jej nogi wciąż pozostają szczupłe. To między innymi dlatego, że biega. Zazwyczaj rano. W samotności. Niedawno jej tempo znacznie się poprawiło. Zdarza się tylko, że Ida lekko nadużyje alkoholu. Lubi stan błogości i fałszywego spokoju, który ją wtedy ogarnia. Ale nie, spokojnie, nie jest uzależniona.

Jak już wcześniej wspomniałam, największym marzeniem Idy jest zostanie mamą. Jednak czterdziestolatka nie chce tworzyć niepełnej rodziny, składającej się z mamy i dziecka. Chce, aby jej potomek miał również tatę. I tutaj pojawia się problem. Kobieta za nic w świecie nie może odnaleźć mężczyzny, w którym mogłaby się zakochać. A jeśli taki się pojawia, ten ma już swoją partnerkę. Gdy Ida opowiada koleżankom o swoich przelotnych romansach, one przewracają oczami i rzucają niezbyt przyjemnymi słowami. Natomiast kiedy z wyczerpaniem na twarzy wspomina o braku miłości, koleżanki mówią, że ta nadejdzie w odpowiednim momencie. Jednak co właściwie oznacza ten "odpowiedni moment", który ma spaść niczym grom z jasnego nieba? I czy on naprawdę nadejdzie?

Nasza bohaterka zdaje sobie sprawę z tego, że już za kilka lat do jej drzwi może zapukać menopauza. A jeśli ona nie będzie się zbytnio spieszyła, to Ida z pewnością zostanie zaszczycona obecnością okresu okołomenopauzalnego, więc czasu na zajście w ciążę nie ma zbyt wiele. W końcu zdecydowała się zamrozić swoje jajeczka. Wybrała się do Szwecji, zarezerwowała tam uroczy hotel, a następnego dnia udała się do szpitala. Tam przywitał ją miły pan ginekolog, który z uśmiechem na twarzy oznajmił, że za kilka (a nawet kilkanaście lat) czterdziestolatka będzie mogła tutaj przyjść ze swoim chłopakiem, a wtedy zajście w ciążę będzie prostsze niż posmarowanie tosta masłem. Wszystko wskazywało na to, że zamrożenie jajeczek to wspaniała decyzja i nic nie stoi na jej przeszkodzie. Hm, czyżby?

Całkiem niedługo po wizycie w szpitalu, Ida oznajmiła w pracy, że wybiera się na urlop. I to taki nad słonecznym, norweskim fiordem! Wraz z siostrą, jej partnerem oraz jego dzieckiem będą świętować sześćdziesiąte piąte urodziny mamy. Właśnie, muszę to zaznaczyć - Ida ma młodszą siostrę. Martha jest strasznym leniem, który nie potrafi pracować nad swoim wybuchowym temperamentem. Zdecydowanie nadużywa uroku osobistego. Co kilka minut potrzebuje przerwy na odpoczynek. Nie przepada za sportem. Wciąż towarzyszy jej młodzieńczy tłuszczyk. Przez wszystkich bliskich jest postrzegana jako osoba, do której cały czas należy wyciągać pomocną dłoń. Mimo tego, że już jakiś czas temu wkroczyła do grupy osób po trzydziestce, mama wciąż traktuje ją nad wyraz pieszczotliwie. A co najgorsze dla Idy, Martha właśnie zaszła w ciążę. Po wielu latach starań. Ida nie mogła uwierzyć, że jej siostra ją wyprzedziła. Nie do wiary! "Dlaczego Marthie, która jest ode mnie gorsza, udało się zrobić coś, czego ja nie zrobiłam?" - myślała kobieta. Krew krążyła w jej organizmie trzy razy szybciej. Była napędzana złością i zazdrością.


Kiedy Martha odpoczywała w hamaku i gładziła się po swoim jeszcze płaskim brzuchu (choć w sumie wcale nie tak płaskim), Ida musiała zajmować się kilkuletnią Oleą. Tata dziewczynki, czyli mąż Mathy, krzątał się w kuchni i próbował okiełznać tamtejszy bałagan. Olea traktowała Idę jak swoją najlepszą przyjaciółkę. Zresztą tak również ją nazywała. Uwielbiała spędzać z nią czas - bawić się w malutkim domku w ogródku, czesać zabawkowe kucyki oraz czytać niedługie opowiadania. Dziewczynka odnalazła w kobiecie swoją mamę, której jej brakowało. Natomiast kobieta odnalazła w dziewczynce swoje dziecko, którego tak bardzo jej brakowało. Można powiedzieć, że Ida cieszyła się z tego, że Martha nie zajmowała się swoją przybraną córką. Tworzenie więzi z tak małym człowiekiem sprawiało jej ogromną radość. Wieczorne usypianie dziewczynki stało się jednym z jej ulubionych rytuałów. 

Obchodzenie urodzin mamy. Wakacje nad fiordem. Popijanie musującego wina. Obieranie świeżych krewetek. Morskie wyprawy na statku. Czas z rodziną. Ciepłe wieczory w ogrodzie. Brzmi to niezwykle przyjemnie, prawda? Jednak wspomniane przyjemności chowają się na drugi plan. Podczas tych wakacji wychodzą na powierzchnię problemy, które wszyscy bliscy dusili w sobie przez lata. Rodzinny dom nad fiordem przestaje być ostoją spokoju i miejscem relaksu. Ten urlop znacząco różni się od wszystkich pozostałych urlopów Idy. Obcowanie z siostrą i mamą stało się kluczem otwierającym furtkę do przeszłości. Do Idy wracają bolesne wspomnienia z dzieciństwa. Kobieta przypomina sobie również o niesprawiedliwości oraz nierówności, z jaką musiała się mierzyć już we wczesnych latach życia. Obraz o beztroskim lecie, z którym spotykamy się na początku książki, pod koniec zmienia się w salwę niespodziewanych wydarzeń.

Czytając pozycję "Dorośli" czujemy się, jakby autorka, Marie Aubert, siedziała przed nami z lemoniadą w ręku i opowiadała nam historię. Historię bardzo uniwersalną. Jestem przekonana, że przydarzyła się ona wielu rodzinom. Jednak prostota tej opowieści urzeka czytelnika, intryguje go. Pisarce z ogromną lekkością udało się opisać uczucia, które drzemią w każdym z nas, a o których wstydzimy się mówić. "Dorośli" to książka na dwa wieczory, ewentualnie jeden długi. Na ponad stu czterdziestu stronach zapisana jest prawda o poczuciu własnej wartości, miłości  (a właściwie jej braku) oraz relacjach, nie tylko tych rodzinnych. Wiem już, że ta książka pozostanie w moim sercu na naprawdę długi czas i śmiało mogę stwierdzić, że zdecydowanie będzie szczytowała na mojej liście genialnych pozycji. Ach, i jeszcze ta okładka!

Tytuł - Dorośli
Tekst - Marie Aubert
Przekład - Karolina Drozdowska
Wydawnictwo Pauza, Warszawa, 2020