sobota, 31 marca 2018

Odkrywca - czyli dżungla przygód


Czy zetknęliście się z książkami, podczas czytania których nie wynurzacie nawet nosa z pokoju i z niecierpliwością śledzicie wzrokiem dalsze losy bohaterów? Książkami, których wartka akcja wsysa nas do swojego świata? Z pewnością należy do nich "Odkrywca" Katherine Rundell.

Przenieśmy się do wspomnianego świata wartkich akcji. Samolot. Pilot. Sześcioro dzieci. Niby zwyczajny, spokojny lot nad dżunglą amazońską, a tu nagle... BACH! Pożar, panika. Pilot oraz dwoje dzieci stracili życie. Katastrofę przetrwało tylko czworo pasażerów. Fred, Con, Lila i Maks to ich imiona. Przybliżę Wam trochę tę czwórkę.
Fred jest chłopcem wprost zakochanym w słynnych odkrywcach i podróżnikach, takich jak Percy Fawcett, Christopher Maclaren czy też John Franklin. Sam marzy, aby nim zostać. Wydawałoby się, że Fred jest szczęśliwym dzieckiem, lecz brakuje mu czegoś bardzo istotnego. Brakuje mu miłości ojca. Con z początku jest dla nas osobą tajemniczą i kapryśną. Dopiero po przyznaniu się do okropnego kłamstwa poznajemy ją głębiej i dowiadujemy się, że tak naprawdę ma ona bardzo dobre serduszko. A skoro przeszliśmy do płci żeńskiej, teraz czas na Lilę. Lila to sprytna, zwinna dziewczyna. Ma ogromną wiedzę na temat przeróżnych gatunków zwierząt. Ma również brata, Maksa. Chłopiec jest najmłodszym bohaterem tej książki, ma dopiero pięć lat. Jego elementem charakterystycznym są smarki na całej twarzy. Maks, jak często sam powtarza, nie lubi się dzielić, ale lubi być obdarowywany.



Wróćmy do naszego wypadku. Po tym wydarzeniu, dzieci poznają się i zaczynają z sobą współpracować. Krokiem numer jeden jest oczywiście znalezienie bezpiecznego miejsca do spania. Znalezione! Tej nocy ich wielgachną sypialnią była spadzista polana. Co prawda nie było tam łóżek ani poduszek, ale lepsze to, niż nic. Mali bohaterowie długo nie mogli zasnąć. Cały czas rozmyślali o domach i rodzicach. Szanse na to, że odnajdą drogę powrotną były bardzo marne.




Nazajutrz wszyscy byli bardzo przejęci tym, co stało się w przeddzień. W sumie, nie ma w tym nic dziwnego. Nasza niewielka czeredka postanowiła poszukać nowego azylu. Nie szukali długo. Odnaleźli wspaniałą kryjówkę. Były nią kłody długości piętnastu stóp oparte o drzewo. Dzieci rozpoznały, że owe schronienie jest dziełem człowieka. I jak się później okazało, nie myliły się. Kiedy poczuły się 'w miarę' bezpiecznie (o ile można czuć się bezpiecznie w ogromnej amazońskiej dżungli), zaczęły myśleć o jedzeniu. Wszyscy nagle wsłuchali się w dźwięk swoich brzuchów. Tak, pasowałoby coś zjeść. Jak już wcześniej wspomniałam, Lila wspaniale zna się na zwierzętach, w tym owadach. Przypomniała sobie, że owady żywiące się strączkami kakaowca są jadalne. Popędziła do najbliższego kakaowca i wróciła z mnóstwem strączków. Później była tylko żmudna praca - rozłupywanie i odnajdywanie larw, czerwi. Gdy wszystkie z nich zostały już odnalezione, nadszedł czas na placuszki z larw. Dzieci rozpaliły ogień (kosztem przedmiotu bardzo cennego dla Freda, o którym dowiecie się czytając "Odkrywcę). Na rozgrzanym kamieniu usmażyły sobie placuszki. Cóż z tego, że smakowały jak gumka od ołówka. To było ich jedyne pożywienie.




Wszystkim zależało na tym, aby jak najszybciej wrócić do Manuas, a z Manuas - do domu. Tratwa okazała się na najszybszym (i tak właściwie jedynym) środkiem transportu, który mógł im pomóc. Och, tutaj to się działo! Ale zacznijmy należycie, od początku. Najpierw trzeba było zbudować tratwę. Do jej budowy najbardziej przyczynił się najsilniejszy z całej czwórki, Fred, co oczywiście nie oznacza, że inni mu nie pomagali. Tratwa została wykonana z drewna i mocnych lian. A po skończeniu budowy, nie zostało nic innego, jak wypróbowanie jej. Podczas wypróbowywania, dzieci dostrzegły w wodzie coś błyszczącego. Fred zanurkował, aby zobaczyć, co to. I wtedy nadeszło spotkanie z... najprawdziwszym węgorzem! Na całe szczęście, Fred zdołał mu umknąć i uniknąć niebezpiecznego starcia. Ale wynurzył się z błyszczącym przedmiotem. Była nim puszka po sardynkach. Było to kolejny dowód na to, że nie są w dżungli sami.




Gdy dzieci wróciły już do swojej kryjówki, uważnie przypatrzyły się puszce. Spostrzegły, iż pochodziła ona z Anglii. Snuły wyobrażenia - puszka może należeć do tej samej osoby, której własnością było ich schronienie. Wszystkich bardzo intrygowało to, kim jest tajemnicza osoba.




Jak już wiecie, Maks jest najmłodszym bohaterem książki. Najmłodszym i, mówiąc najłagodniej, najpoczciwszym. Dlatego nie zdziwiło mnie to, że chłopiec chciał podzielić się swoim pożywieniem - ananasem - z nieznajomym zwierzakiem (co tak naprawdę dobrze o nim świadczy). Kiedy Maks pokazał innym swojego nowego przyjaciela, tylko Lila zdołała rozpoznać w nim leniwca. Nadała mu imię Abacaxi, co po portugalsku oznacza 'ananas'. W skrócie - Baka. Od chwili nadania leniwcowi imienia, zwierzak stał się kumplem małych rozbitków.




Nie chcę zdradzać Wam zbyt wiele, więc ten akapit będzie już ostatnim dotyczącym treści książki. Nie zdradzę Wam, w jakich okolicznościach i kiedy, dzieci znajdują czerwoną puszkę po tytoniu. Jednak, ku ich zdziwieniu, nie znaleźli w niej spodziewanego proszku. Było tam coś o wiele bardziej wartościowego. Mapa! Mapa z dużym X. Żadne z nich nie miało pojęcia, co oznacza wymieniony znak, lecz mimo tego, postanowili wyruszyć w to miejsce! Oczywiście nie obyło się bez karkołomnych przygód.




"Odkrywca" to pozycja z zaskakującym zakończeniem. Na tyle zaskakującym, że po jego przeczytaniu przez kilka minut chodzimy z uniesionymi brwiami. Osoby, które śledzą mój blog, wiedzą, że nie napiszę, kim jest tytułowy odkrywca. Ale powtarzam to dla tych, którzy dopiero co się ze mną poznali. Mam nadzieję, że sami dowiecie się, kim był i co robił tajemniczy podróżnik :)




Książka to w głównej mierze opowiada o przyjaźni, zaufaniu oraz szacunku. Fred, Con, Lila i Maks byli bardzo różnymi dziećmi. Każde z nich miało inny charakter. Ale mimo tego, zaufali sobie nawzajem i współpracowali. No właśnie, napisałam, że lektura opowiada o szacunku. Szacunku nie tylko do ludzi, ale także do natury. "Odkrywca" to również książka o tym, że naturę trzeba chronić. Chronić przed jej największymi, odwiecznymi wrogami. Wrogami, którzy mają nad nią znaczną przewagę. Zapewne domyślacie się, kim są.




Wszyscy wiemy, że zieleń jest bardzo ważnym kolorem. Kolorem, który znika coraz prędzej. Sami do tego doprowadzamy. Często dostajemy drugą szansę, mamy okazję się poprawić. Wyobraźmy sobie teraz, że dostaliśmy drugą szansą od natury. Zróbmy to - poprawmy się! Niech zieleni będzie coraz więcej!


Przyszła kolej na autorkę tekstu, Katherine Rundell. Tylko nieliczni potrafią wessać czytelników do swojego świata. Tej pani udało się to znakomicie! Połączyła bardzo ważny temat z refleksyjnymi przenośniami oraz wyśmienitym poczuciem humoru. A propos poczucia humoru, podam jeden przykład: "Maks musi umyć zęby. Tak mu cuchnie z buzi, że odstrasza ważki". No i jak tu nie czytać dalej?!



A Wy sięgnijcie po tę pozycję i zastanówcie się, czy liczy się dla Was zieleń! Fajnie byłoby wykorzystać 'drugą szansę' i coś dla niej zrobić.



Tytuł - Odkrywca
Tekst - Katherine Rundell
Ilustracje - Marzena Dobrowolska
Przekład - Paweł Łopatka
Wydawnictwo Poradnia K, Warszawa, 2018

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz