sobota, 27 kwietnia 2019

Domy bezdomne - czyli zęby czasu


Dom to miejsce szczególne dla każdego człowieka. Bardzo często jest azylem, w którym chowamy się uciekając przed światem z zewnątrz. To miejsce rodzinnych spotkań. Jest wypełnione wspomnieniami i miłymi chwilami. To przestrzeń przeznaczona dla bliskich osób. Dom jest świadkiem naszego szczęścia, okrzyków radości, dzikich podskoków, ale także niepowodzeń, łez i smutku. W wielu przypadkach opuszczanie go jest bardzo trudne i bolesne. Ale najczęściej to krok nieunikniony.


Hanka tego nie doświadczyła. Spędziła w Gilowicach całe swoje życie. Jej oczy były cały czas zajęte, gdyż praca Hanny polegała na uważnym wpatrywaniu się, podążaniu za własnym wzrokiem. Rozdzielanie ziarna od plewu, odnajdywanie robaków w dziurawych workach z mąką, krojenie chleba tak, aby starczał na cały tydzień dla rodziny. A wcześniej trzeba było go jeszcze zrobić. Jak wiadomo, praca w polu nie należała do przyjemnych. Jej dzieciństwo przypadło na czasy wojenne. Hankę spotkały wtedy prawdziwe przeraźliwości. Była niezwykle uradowana, kiedy mogła już wrócić do domu. Znów codziennie widziała rodziców, zajętych gospodarstwem i dbających o swoje dzieci. Życie naszej bohaterki było usłane drobnymi radościami, które teraz mogą wydawać się nam zupełnie błahe. Aktualnie pani Hanna wciąż uwielbia patrzeć przez szyby okien w swoim domu w Gilowicach.


Jesteśmy świadkami wyburzania sędziwych budynków. Znaki pozostawione niegdyś przez naszych przodków już nie są dla nas tak cenne. Aktualnie niewiele osób pamięta wygląd klasycznego, wiejskiego domu. Takiego z klepiskiem, ciepłą kuchnią i słomą. A kuchnia była jednym z najważniejszych miejsc. To najczęściej właśnie tam domownicy spotykali się na pogawędki przy posiłkach. W tym pomieszczeniu raczej nie panował mróz. A to zasługa pieca, który "dbał" o brzuchy całej rodziny. Na wsiach zaczęło być gęsto od drewnianych chatek. Prezentowały się one bardzo ładnie, temu zaprzeczyć nie mogę. Jednak wszyscy wiemy, że zaprószenie ognia w takim domu nie jest sztuką i może zdarzyć się zupełnie znienacka. I wtedy już po całym budynku. Etap wiejskich, drewnianych chatek przypadł na czasy kraju pod zaborami. Po wielu tragediach związanych z ogniem, Niemcy ustanowili zakaz ich budowania. Cegła zdominowała wszystkie wsie! Jej wykonywanie było bardzo pracochłonne. Gdy ktoś budował nowy dom, pomagali mu w tym sąsiedzi i znajomi. Każdy budynek był wspólnym dziełem. Związano z nim historie rodzinne i przyjacielskie jeszcze przed jego powstaniem. Teraz cegła powraca, ale nie jako chwała przeszłości, lecz jako urozmaicenie widoku.


Ale dom to nie tylko twierdza ludzi. Przypomnimy sobie mroźną zimę. Śnieg. Posypmy ten biały puch martwymi pszczołami. Właśnie taki widok ukazywał się panu Tomaszowi Waloszkowi, pszczelarzowi. Codziennie przykładał stetoskop do ula i nasłuchiwał. Dźwięki były coraz cichsze, co oznacza, że pracowitych owadów wciąż ubywało. Drugim domem pana Tomasza jest właśnie pasieka. Oddaje pszczołom całe swoje serca, dba o nie. Bardzo niepokoi go obecna sytuacja. Pogoda popada ze skrajności w skrajność, powietrze, nawet to na wsi, także nie ma się zbyt dobrze. W wielu ulach panuje zupełna cisza. Kiedy nasz bohater zdejmuje daszek, odrywa deseczki zamykające konstrukcję, widzi najgorsze, co tylko może ujrzeć. Na dnie leży zeschnięta matka, a w okół niej nieżywe pszczoły. Pan Tomasz wie o tych malutkich zwierzętach bardzo dużo. Tata nauczył go opieki bez kapelusza i rękawic. Gołe ręce to podstawa. Pszczoły mają doskonale zorganizowaną pracę, więc nie należy im zbytnio przeszkadzać. Od swoich miodnych przyjaciółek nauczył się cierpliwości i życia w zgodzie z naturą. Oraz tego, że czasami statystki spadają...


Niektóre sędziwe domy, budowane z wielkim kunsztem, subtelnością i sercem, stoją opuszczone. Albo wcale nie stoją. Niegdyś tętniły życiem, i to o każdej porze dnia. Aktualnie zastąpiły je mieszkania. Wiele domów zostało już zrównanych z ziemią. Resztki zaniedbanych, leśnych chatek najczęściej znajdują się w bagnach. Możliwe, że dom wspomnianej w książce Emilii także tam spoczywa. Emilia wraz ze swoją rodziną mieszkała w niewielkiej chatce przy lesie. A to dlatego, że jej tata był opiekunem tej zielonej przestrzeni. Rano ubierał czysty mundur. Wieczorem wracał w lekko umorusanym. Czasami zabierał do pracy swoją córkę. Razem z nią otwierał bramy, które strzegły lasu nocą. Pokazywał jej tajne zakamarki. Emilia czuła się tam doskonale. Uwielbiała biegać razem z prądem rzeki. Przy okazji zbierała żurawinę i inne owoce. Mimo czyhających niebezpieczeństw, w lesie czuła się pewnie i spokojnie. Wszystko zmieniło się podczas nieobecności taty. Najpierw Emilia miała wrażenie, że las stał się o wiele bardziej dziki. Później obce osoby postanowiły go uporządkować. Zniknęły owoce, zniknęło wiele rośnin, zniknęły zwierzęta. Dziewczyna już nie darzyła lasu tak ciepłym uczuciem, przestał być jej ukochanym miejscem. Niechętnie przekraczała prowadzącą do niego bramę. Zieleń już nie była jej schronieniem. O wiele bezpieczniej czuła się w gajówce na skraju nienaturalnie okrzesanego lasu.


"Domy bezdomne" Doroty Brauntsch to pozycja opowiadająca o historiach ludzi oraz ich azyli w okolicy Pszczyny. Zachęca do zbadania własnych korzeni i uwieczniania momentów, które mogą być zapomniane już za kilka chwil. To nostalgiczna książka wypełniona fotografiami oraz wiedzą o pszczyńskich okolicach. To reportaż, który może zmienić nasze zdanie o codzienności prababć i pradziadków. Bo domy są jak ludzie - tylko z tą różnicą, że trzeba tchnąć w nie życie. A później to właśnie one pokierują tym naszym.

Tytuł - Domy bezdomne
Tekst i fotografie - Dorota Brauntsch
Wydawnictwo Dowody na Istnienie, Warszawa, 2019

1 komentarz: