Na pewno przytrafiła się Wam kiedyś sytuacja, w której na przykład rodzina opowiadała o Waszym wspólnym wypadzie na kajaki, a podczas tej opowieści Wy łapaliście się za głowę i myśleliście: "O czym oni mówią? Przecież ich relacja zdarzeń wręcz graniczy z kłamstwem!". To nieprawda. Relacja zdarzeń rodziny wcale nie graniczyła z kłamstwem. Nie dotknęła go nawet opuszkiem palca! Podczas kajakowej wyprawy, uwagę rodziny przykuły po prostu inne atrakcje. Jej perspektywa znacząco różniła się od Waszej. I proszę bardzo - jedna historia, kilka osób i zupełnie odmienne opowieści. Dzisiaj naszą specjalną gościnią będzie... perspektywa! Zobaczcie, jak wiele od niej zależy.
Neutralnie.
Nadchodził sierpień. Właśnie zaczynała się druga połowa wakacji. Zosia i Łukasz spędzili całą sobotę ze swoją mamą. Najpierw wybrali się na basen. Radości z pływania i chlapania nie było końca. Po basenie grali w piłkę, a później założyli rolki i śmigali po asfalcie. Po tak aktywnie spędzonym czasie, brzuchy rodzeństwa się uaktywniły. Głód opanował je na dobre. Na całe szczęście w domu czekała pyszna pizza. Tata był prawdziwym pizzowym mistrzem. Oprócz smakowitego obiadu, Łukasz i Zosia nie mogli doczekać się... trampoliny! Trampolina była prezentem od rodziców. Skakanie na niej to ulubiona czynność naszej dwójki. Kiedy tylko pojawiała się wolna chwila, rodzeństwo pędziło do ogródka i wskakiwało na trampolinę. Ale wróćmy do sobotniego popołudnia. Zosia, Łukasz i mama wysiadali z autobusu i - z nutką zmęczenia na twarzy - zmierzali w kierunku domu. Łukasz dostał wiatru w żagle i szybciutko pobiegł do ogrodu. Na pewno wiecie, co chciał tam zrobić. Nagle stanął, jakby wyrosły mu korzenie. Nie mógł uwierzyć własnym oczom! Trampolina! Gdzie ona się podziała?!
Oczami.
Żadna chmurka nie zdołała zakryć słońca. Ta jaskrawa kula świeciła jak szalona! Wszyscy musieli mrużyć oczy. Łukasz oraz Zosia, ciemnowłose, zielonookie bliźniaki, właśnie wracali do domu. Ten dzień był wypełniony sportem. Najpierw rodzeństwo odwiedziło basen z przeźroczystą wodą, przez którą można było dostrzec błękitne kafelki. Dobrze, że wzięli ze sobą śnieżnobiałą piłkę - po basenie udało im się nią zagrać na zielonym trawniku. Natomiast później założyli rolki i razem z mamą rozszerzali oczy przechodniom. Nieco zmęczeni, położyli się na trawie fioletowej od koniczyn i popijali żółty sok. W końcu poczuli głód. Wyruszyli w drogę powrotną do domu. Rozmyślali o okrągłej, rumianej pizzy przygotowanej przez tatę. Ich myśli zajmowała także trampolina... Również okrągła, ale już nie rumiana. Swoim wyglądem cały czas kusiła Zosię oraz Łukasza, a oni ulegali jej urokowi i skakali po trampolinie całymi dniami. Po powrocie do domu Łukasz zauważył, że trampolina zniknęła! Na jego twarzy malował się jednocześnie smutek i niedowierzanie. Jak to możliwe, czyżby trampolina dostała nóg i uciekła?!
Uszami.
Tadam! Nadeszła pierwsza sierpniowa sobota. Panował tak ogromny upał, że wszystko skwierczało. Bliźniaki - Zosia i Łukasz oraz ich mama postanowili zrobić sobie sobotę, jakich mało. Z wielką ekscytacją pojawili się na basenie. Jednoznacznie stwierdzili, że schłodzenie się to świetny pomysł. Na basenie chlupała woda. Było słychać także radosne okrzyki dzieci i ich śmiech. A po basenie na całą trójkę czekała wizyta w parku z szeleszczącymi od lekkiego wiatru drzewami. Odbijanie piłki o trawnik nie było zbyt głośne, czego zdecydowanie nie można powiedzieć o wrzaskach mamy, która jeżdżąc na rolkach, bardzo często lądowała pupą na ziemi. Po niedługiej rolkowej przejażdżce, Zosia, Łukasz i mama spokojnie usiedli i pili sok, lekko siorbiąc. Nasi bohaterowie usłyszeli burczenie swoich brzuchów, więc szybciutko poszli na autobus. Jego silnik mruczał jak sędziwy niedźwiedź. W domu tata przygotowywał chrupiącą pizzę. Ale przed zjedzeniem obiadu, Zosia i Łukasz bardzo chcieli poskakać na swojej ukochanej trampolinie. Gdy tylko autobus się zatrzymał, chłopiec popędził do ogrodu. A tu niespodzianka! W ogrodzie nie było trampoliny. Łukasz wziął głęboki oddech i krzyknął: "Nie ma naszej trampoliny! Zniknęła! Ktoś ją ukradł!".
Straszliwie.
Ten dzień był dziwnie upalny i cichy. Nic nie wskazywało, że cokolwiek może zakłócić spokój sobotniego popołudnia. Zosię i Łukasza łączyło zniewalające podobieństwo. Każdy, kto tylko rzucił na nich okiem, dostawał w pakiecie ciarki na plecach i przeszywające spojrzenia. Bliźniaki i ich mama wracali do domu. Wcześniej wybrali się nad zdecydowanie za głęboki basen. To istny cud, że rodzeństwa nie pochłonął cyklon wodny, który pojawia się właśnie na głębokich wodach. Później Zosia i Łukasz grali w piłkę. Piłka unosiła się podejrzanie wysoko, jak gdyby podnosiły ją... duchy. Po kilku rozgrywkach cała trójka jeździła na rolkach. Mama także. Wychodziło jej to nieudolnie, często upadała. To był dla niej prawdziwy horror. Musiała walczyć o życie. Bo co by się stało, gdyby zbyt mocno uderzyła pupą o ziemię? Mogłaby umrzeć! Zosia i Łukasz byli wykończeni swoimi przerażającymi wyczynami na rolkach. Kiedy przycupnęli przy niemożliwie fioletowym trawniku, odezwały się ich brzuchy! Wypowiadały niezrozumiałe słowa. Bliźniaki oraz mama, straszliwie przestraszeni, popędzili do autobusu. Tam brzuchy domagały się pokarmu. Mówiły: "Szybko! Potrzebujemy jedzenia! Jeśli nam go nie dostarczycie, zjemy Was od środka". Na całe szczęście w domu czekała pizza przyrządzona przez tatę. Zosia oraz Łukasz marzyli jeszcze o zabawie na trampolinie. Ale co by się stało, gdyby skacząc skręcili sobie wszystkie kostki - nawet te w rękach? Już nie musieli się nad tym zastanawiać, bo gdy dotarli do domu, okazało się, że trampolina zniknęła. Czyżby ukradł ją jakiś potwór?!
Plotkarsko.
Dwie starsze panie przypadkowo spotkały się na ulicy. Słynęły one ze swojej biegłej znajomości okolicznych plotek. Swoją niedzielną rozmowę zaczęły od pytania: "A słyszała pani, co się stało wczoraj tu niedaleko?". Obydwie kobiety z ogromnym zaciekawieniem mówiły o napadzie na mamę oraz dwójkę jej dzieci! Ponoć gdy tylko nasza trójka wysiadła z autobusu po długim wypoczynku, ich walizki zniknęły. Ktoś ukradł je w biały dzień, tuż przy ludziach! Sąsiedzi widzieli tylko przestraszonego Łukasza, który szybciutko pędził do domu. Taka była wersja zdarzeń według pierwszej pani. Natomiast ta druga słyszała o czymś zupełnie innych. Podobno mama wyjechała z Zosią i Łukaszem nad morze, a w tym czasie złośliwi złodzieje obrabowali jej ogród! Włamali się nawet do domu i narobili tam licznych szkód. A kiedy Łukasz zobaczył, w jakim stanie jest jego dom, nie mógł uwierzyć własnym oczom. Zaczął krzyczeć, po prostu puściły mu nerwy.
No cóż, jak widzicie, plotki i pogłoski mają się wyśmienicie. W miasteczku Zosi i Łukasza również.
Pozycja "30 znikających trampolin" przedstawia jedną, nieskomplikowaną - aczkolwiek zaskakującą - historię. Wspominane już wielokrotnie sobotnie popołudnie pokazane jest tutaj aż na trzydzieści różnych sposobów. W książce znajdziemy opowieść optymistyczną, esemesową, gazetową, długaśnie-zdaniową, a nawet rymowaną! Dorota Kassjanowicz zdecydowanie zasłużyła na uznanie czytelników. Jej pomysł na stworzenie tak nietypowej pozycji jest naprawdę genialny! Gdy tylko dowiedziałam się, że to Dorota Kassjanowicz jest autorką tekstu "30 znikających trampolin", szeroko się do siebie uśmiechnęłam. Dlaczego? Dlatego, że od książki "Cześć, wilki!" właśnie tej pisarki rozpoczęła się moja blogowa przygoda. Tak, to była pierwsza recenzja, którą napisałam! Możecie ją przeczytać klikając tutaj, ale raczej nie radzę tam zaglądać :) Ale do dzisiejszej lektury. Tekst idealnie przeplata się z ilustracjami, które świetnie wykonała Paulina Daniluk. No zerknijcie tylko na zdjęcia!
Chcecie dowiedzieć się, co stało się z trampoliną i na jakie sposoby została przedstawiona ta historia? Wiecie, co trzeba zrobić!
Tekst - Dorota Kassjanowicz
Ilustracje - Paulina Daniluk
Kategoria wiekowa - 7+
Wydawnictwo Albus, Warszawa, 2020
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz