Historie. Anegdoty. Migawki z życia. Opowiadania. Stali czytelnicy mojego bloga na pewno wiedzą, że uwielbiam książki składające się z tego typu form. Kocham zagłębiać się w duszę człowieka poprzez opowieść o nim. Kocham poznawać jego uczucia oraz doświadczenia z przeszłości. Kocham rozczarowania, zdumienia i zachwyty, które towarzyszą mi podczas czytania jego przeżyć spisanych na kartkach książki. Kocham chwilę, kiedy mogę odnaleźć w nim cząstkę siebie. Kocham wciąż pogłębianą więź, którą nieświadomie z nim buduję. Kocham zadamawiać się w jego świecie. Pozycje z historiami ludzi wprowadzają do mojego życia mnóstwo dobra. Do Waszego też? Mam nadzieję!
Prawie wszyscy znajomi Marii i Johana byli już rodzicami. Maria i Johan bardzo cenili sobie swoją niezależność. Jedli długie, leniwe śniadania, chodzili na nocne imprezy, upijali się, odwiedzali kina i bawili się na koncertach. Jednak - wbrew pozorom - nie chcieli pozostać bezdzietni. Zamierzali mieć dziecko, ale za każdym razem się nie udawało. Gdy wybrali się do lekarza, okazało się, że pozostała im tylko jedna możliwość. Adopcja. Wyjechali za granicę do pewnego domu dziecka. Jasno nakreślili, że poszukują trzylatka. Och, gdybyście tylko zobaczyli szczęśliwą twarz Angela poznającego swoich nowych rodziców. Chociaż tak naprawdę to swoją nową mamę... Oprowadzał Marię po kolekcji zabawek, bawił się z nią, pozwalał jej nosić się na rękach i tak naprawdę był bardzo grzeczny. Co w tym czasie robił Johan? Spędzał czas z innymi dziećmi. Zapewne nie był świadomy, jak ogromną wyrządza im krzywdę. Bo przecież on wróci do Norwegii z Marią i Angelem. A one zostaną tutaj same. I cały czas będą chciały zwrócić na siebie uwagę dorosłych odwiedzających dom dziecka.
Bjørnar ma dwójkę dzieci i żonę. Aktualnie cała trójka wypoczywa na zachodnim wybrzeżu, a on korzysta z "chwili wolności". Jest na imprezie u przyjaciół. Siedząc przy stole w ogrodzie, popija winem grillowane mięso. Kiedy już kończy swój posiłek, widzi ją. Od razu wie, że to ona. W końcu mówią o niej całe Stany. Wszyscy wiedzą, że niedawno wyszła z więzienia. Większość twierdzi, że niesłusznie i zapewne miała jakieś układy. Głośno o niej w telewizji i prasie. Ludzie w sklepie skupiają na niej swój wzrok. Niektórzy nawet omijają ją szerokim łukiem lub rzucają w jej kierunku niemiłe teksty. Będąc w więzieniu, nawet nie zdawała sobie sprawy ze swojej popularności. Kiedy wróciła do domu, prawie w ogóle nie wyściubiała z niego nosa. Media zrujnowały jej życie. Czy słusznie? I chwila, chwila... Kim tak właściwie jest ta kobieta?
Ellen i Mina ogromnie się kochały. Po przyjacielsku. Razem się wygłupiały, zagadywały do chłopaków w klubach i oglądały filmy pod jednym kocem. Były nierozłączne. Niczym papużki. Jednak do czasu. Do czasu, w którym Ellen poznała Sigurda. Zakochała się w nim do szaleństwa. Nawet podczas wakacji z Miną w Barcelonie, Ellen spędzała więcej czasu ze swoim chłopakiem niż z przyjaciółką. Mimo tego, że Mina siedziała na przeciwko niej, Ellen i tak myślami, duchem i esemesami była z Sigurdem. Pewnie się domyślacie, jak bardzo ucierpiała na tym relacja dwóch przyjaciółek. Mina czuła się okropnie samotna. Przez cztery lata każdą wolną chwilę spędzała z Ellen. Nie łudziła się, że tak będzie zawsze. Znała prawdę. Ale nigdy nie sądziła, że niemal zupełnie zniknie z jej życia. Dwie papużki nierozłączki. Ellen i Sigurd. Już nie Ellen i Mina. Jak daleko może posunąć się zagubienie jednej z nich? I do czego może doprowadzić?
Henrik pracował jako pielęgniarz. Często porównywał swój szpital z tym, w którym jego niewielki braciszek spędził osiem dni. Na oddziale Henrika w każdej sali leżały zazwyczaj trzy lub cztery wcześniaki. Henrik je oglądał. Patrzył na ich maleńkie główki i paluszki. Na zamknięte oczka i nerwowo ruszające się nóżki. Czasem do wcześniaków przychodziło rodzeństwo. Stawało na palcach, opierało się na rękach mamy lub taty i patrzyło na noworodki. Henrik też tak kiedyś robił. Z poważną miną wpatrywał się w swojego brata. Jego braciszek był wcześniakiem. Liczył zaledwie osiem dni, kiedy zmarł. Trzynastego stycznia. Nieco później mały Henrik zobaczył w telewizji program o tym, że w pewnym szpitalu kradziono wcześniaki, a później mówiono ich rodzicom, że dziecko umarło. Czyżby jego mały braciszek żył? Może Henrikowi uda się go odnaleźć i mama już nie będzie taka smutna? Od tamtej pory Henrik bardzo uważnie przyglądał się każdemu mijanemu chłopcu. I trzeba przyznać, że wyciągał bardzo pochopne wnioski.
Kilkuletnia Maja ma dwa domy. Dom mamy i dom taty. Zdecydowanie bardziej woli przebywać w tym pierwszym. Już od chwili przekroczenia jego progu przytula mamę, daje jej całusy i za nic w świecie nie może się od niej odkleić. Z tatą jest inaczej. Można by powiedzieć, że zupełnie odwrotnie. A najgorsze są poranki. Maja robi się wtedy okrutnie markotna. Nie podoba się jej bluza. Nie smakuje jej pasta do zębów. Nie lubi łóżka, w którym śpi. Nie chce mieć na sobie wczorajszych rajstop. Kiedy tata każe jej jak najszybciej wychodzić, ponieważ już są spóźnieni do szkoły, Maja go bije, kopie i popycha. Krzyczy: "głupi tata, głupi tata". Jest już zmęczona swoim krzykiem. Tata również ma dość. Puszczają mu nerwy i robi coś bardzo złego. Rzecz niemal niewybaczalną.
Jeśli czytaliście książkę "Dorośli", na pewno wiecie, że Marie Aubert perfekcyjnie potrafi kreślić portrety ludzi. Jej pozycja "Zabierz mnie do domu" w tłumaczeniu Karoliny Drozdowskiej potwierdza tę tezę. Dziewięć rozdziałów. Każdy z nich skupiony na innej osobie, na innym charakterze. Każdy z nich to wycięty kawałek z życia uzupełniony o migawki z przeszłości. Bohaterów rozdziałów łączy wiele, natomiast różni podejście do domu. Niektórzy go unikają. Niektórzy za nim tęsknią. Inni go kochają. A jeszcze inni dopiero do niego wracają. Dom to dla nich nie tylko cztery ściany. Dom to także rodzina i bliscy. Relacje z nimi nie zawsze są łatwe. Marie Aubert doskonale o tym wie.
Odwiedźcie dom Solviega, Kathinki, Mathiasa i Ellinor. Myślę, że gościna się Wam spodoba.
Tekst - Marie Aubert
Przekład - Karolina Drozdowska
Wydawnictwo Pauza, Warszawa, 2021