niedziela, 29 października 2017

Lustra Johanny - czyli znakomite odbicie


Christian Heinrich Trosiener był przekonany, że urodzi mu się syn i nada mu imię Johann. Jednak czasem przekonanie może mylić, i tak stało się również w tym przypadku. Na świat przyszła dziewczynka. Żona pana Christiana, Elżbieta, nie wiedziała, co ma powiedzieć swojemu mężowi, radośnie wchodzącemu do pokoju, w którym znajdowało się jego dziecko. Na całe szczęście z pomocą nadeszła Kasia, służąca państwa Triosienierów! Powiedziała - "To dziewczynka" i pani Elżbieta nie miała już czego ukrywać.


Johanna rosła jak na drożdżach! Dziewczynka uwielbiała się uczyć i miała szczególny talent do języków. Choć w jej domu codziennie witali nauczyciele, Johannie wciąż było mało nauki i wciąż chciała dowiadywać się nowych, ciekawych, niekiedy nawet i wzruszających rzeczy. Wciąż zastanawiała się, jak działa świat. Jednak nie podobało się to jej ojcu. Według pana Trosienera, dziewczynki powinny uczyć się układania kwiatów, cerowania, pielęgnowania dzieci, szycia i wszystkich innych czynności, które będą im w życiu 'potrzebne'. Współczuję dziewczynkom żyjącym w osiemnastym wieku!

Jeden z mentorów Johanny cały czas powtarzał, aby dziewczynka zaczęła pisać, bo już teraz zauważa, że ma do tego niemałe zdolności. Na zachętę dodał, iż "literatura jest lustrzanym odbiciem rzeczywistości". To niezwykle mądre i zmuszające do refleksji zdanie! A do luster wrócimy za chwilkę.


Johanna pisała, lecz dopiero w wieku dziewiętnastu lat zaczęła robić to 'bardziej fachowo'. Pewnego wieczora usiadła przy biurku, zamoczyła pióro w atramencie i przelewała na papier swoją własną, prawdziwą historię. Jak się zapewne domyślacie, była to autobiografia. Autobiografia Johanny Schopenhauer.

A teraz wróćmy do luster. Jako dziecko Johanna spędzała wiele godzin przeglądając się w swoim zwierciadle. Zawsze ciekawiło ją to, co znajduje się po drugiej stronie lustra. Teraz już wiadomo, skąd wziął się tytuł tej biografii. Zdradzę jeszcze, że każdy rozdział rozpoczyna się cytatem związanym właśnie z lustrami lub zwierciadłami. To bardzo ciekawy pomysł. Ja pozwolę sobie wybrać dwa. A brzmią one tak:
1. "Zwierciadło Ci pokaże, jak więdnie uroda, zegar słoneczny powie, jak płyną minuty" - Szekspir
2. "Postaraj się odkryć to, co w danym człowieku najlepsze, i powiedz mu o tym. Każdy z nas potrzebuje takiego lustra" - Khalil Gibran


Johanna Schopenhauer miała bardzo ciekawe i intrygujące życie. Choć główna bohaterka chodziła w sukniach i nosiła na głowie różne skomplikowane fryzury, myślę, że ta książka jest zarówno dla dziewczyn, jak i dla chłopaków. Uczy, aby uparcie dążyć celu, nie zwracać uwagi na zbędne komentarze innych i co jakiś czas podnosić sobie poprzeczkę. To bardzo ważne w życiu każdego z nas.


Można powiedzieć, że "Lustra Johanny" wyszły spod pióra Anny Czerwińskiej-Rydel (niepokonanej biografki dla dzieci) i spod palców oraz całych dłoni wybitnej ilustratorki Marty Ignerskiej. Książka ta, podobnie jak opisywana już przeze mnie pozycja "Którędy do gwiazd?", podzielona jest na dwie części. W samym jej środeczku zagościły ilustracje autorstwa wspomnianej przed chwilką pani Marty. Na tych obrazkach, oprócz charakterystycznych dla pani Marty postaci, pojawiają się różowe odciski, na przykład palców i dłoni. Muszę przyznać, że to również bardzo ciekawy pomysł.

A Wy zapamiętajcie - książka to lustro. Popełnicie ogromny błąd, jeśli nie sięgniecie po tę sztukę!

Tytuł - Lustra Johanny
Tekst - Anna Czerwińska-Rydel
Ilustracje - Marta Ignerska
Wydawnictwo Muchomor, Warszawa 2015

niedziela, 22 października 2017

Gwiazdka z nieba - czyli prawdziwy skarb


Pewnej nocy wydarzyło się coś magicznego! Coś, co Orzesznica zapamięta na całe życie. Coś, czego nigdy nie zapomni! Ale wróćmy do początku.

Owej nocy Orzesznica, skacząc po gałęziach drzew, bawiła się za świetlikami. Można było ujrzeć księżyc wychodzący zza chmur, usłyszeć pohukiwanie sów oraz przygotowania zwierząt leśnych do snu. Orzesznicy znudziła się zabawa ze świecącymi owadami, więc zaczęła rozglądać się wokoło. W głębi traw zobaczyła jaskrawe światło i pobiegła w jego kierunku.


"Pośrodku małej polany unosiła się prawdziwa... gwiazdka"! Była ona nieco większa od Orzesznicy. Miała roześmianą minę. Orzesznica popatrzyła na niebo. Stwierdziła, że nie brakuje na nim żadnej gwiazdki, więc zapytała swoją nową złocistą przyjaciółkę, czy nie chciałaby się z nią pobawić. Gwiazdka mrugnęła, co miało oznaczać, że tak. Orzesznica i Gwiazdka bardzo się polubiły, długo tańczyły wśród aplauzów mieszkańców lasu.


Wkrótce Gwiazdka zaczęła tracić swoje złociste barwy. Orzesznica zrozumiała, że jej przyjaciółka musi wrócić do swoich sióstr i braci, więc chciała jej pomóc i wysłać ją tam, skąd spadła. Jednak Orzesznica nie dosięgnęła nieba, była za mało. Prosiła swoich leśnych kolegów, aby pomogli 'odłożyć' Gwiazdkę na miejsce. Jak myślicie, czy udało się im posłać małą, tracącą swój blask, nową przyjaciółkę? Mogę odpowiedzieć na wiele pytań, lecz nie na to, o nie! Mam nadzieję, że na to pytanie odpowiecie sobie sami, po przeczytaniu "Gwiazdki z nieba".


Książka Przemysława Wechterowicza i Marcina Minora uczy nas, jak bardzo ważna jest pomoc. Postawmy się na miejscu gwiazdki. Nie mamy siły wrócić do swojego domu, a nasza jedyna przyjaciółka nie może nam pomóc. Prosimy innych o wyciągnięcie życzliwej dłoni. Jeżeli nikt nam nie pomoże, już nigdy nie wrócimy do siebie. Między innymi właśnie dlatego, jeśli tylko mamy czas i możliwości, warto pomagać.


Teraz przejdźmy do ilustracji. Niezależnie od tego, na której stronie otworzymy książkę, zawsze po prawej będzie ilustracja, a po lewej tekst. Trzeba dodać, że ilustracje w tej książce są naprawdę magiczne! Tutaj liczy się każda malutka kreseczka, każdy wąsik, kwiatuszek. Wciąż, gdy tylko zerkam na okładkę, myślę sobie - och, jakie to piękne! To prawdziwa słodycz dla naszych oczu.


Tekstu tutaj jest niewiele, ale treści bardzo dużo! "Gwiazdka z nieba" to książka nie tylko dla dzieci, również dla dorosłych. Może spodobać się czterolatkowi, lecz i pięćdziesięciolatkowi. Kierowana jest, przede wszystkim, do osób wrażliwych. Połączyły się dwa talenty (pana Przemysława oraz pana Marcina) i TADAM - wspaniała książka gotowa!

A Wy rozejrzyjcie się wokoło i zobaczcie, czy czasem ktoś nie potrzebuje Waszej pomocy.

Tekst - Przemysław Wechterowicz
Ilustracje - Marcin Minor
Wydawnictwo Tadam, Warszawa 2017

niedziela, 15 października 2017

Ilustrowany elementarz polskiego dizajnu - czyli od 1918 do 2017 w świetnym wydaniu


Czy wiecie, w którym roku Zofia Stryjeńska wymyśliła swojego drewnianego Smoka Wawelskiego; jak powstało Ptasie Mleczko; jaką nazwę mają ołówki, które zdobyły złoty medal podczas światowej wystawy w Paryżu i do czego służą urny Kosaka? Jestem przekonana, że nie!


Zapewne chodzi Wam teraz pewne pytanie po głowie, a brzmi ono tak - skąd ja to wiem? Taką wiedzę można nabyć, kiedy przeczyta się książkę noszącą tytuł "Ilustrowany elementarz polskiego dizajnu". Myślicie teraz, że już pisałam o tej książce, prawda? Drobny błąd, gdyż recenzowałam "Ilustrowany elementarz dizajnu"! No, to tylko jeden wyraz, każdemu mogło się pomylić.


Odpowiem Wam na pytania zadane kilka chwil temu. Smok Wawelski Zofii Stryjeńskiej, księżniczki polskiego malarstwa (bo tak ją nazywano) został zaprojektowany (przez naszą malarkę, rzecz jasna) w 1918 roku.


Wielu z Was, jeżeli nie wszyscy, jadło kiedyś Ptasie Mleczko. Dawno, dawno temu Jan Wedel, słynny cukiernik, wrócił z podróży po Francji i zainspirowany tamtejszymi specjałami wymyślił ten oto przysmak. Nie jestem pewna, czy znacie świetne ołówki techniczne o nazwie Polonia, ale z pewnością wiecie już, jakie zdobyły wyjątkowe trofeum!


A teraz ostatnia odpowiedź - w urnach Bogdana Kosaka umieszcza się prochy zmarłych. Urna raczej kojarzy się niewesoło, ale czy pocieszę Was, jeżeli dodam, że te od Kosaka są bardzo kolorowe i mają ciekawe kształty? Mam taką nadzieję.


Jestem ciekawa, czy zastanawiacie się, czemu napisałam 'od 1918 do 2017'. Już wyjaśniam. Otóż pierwszy przedmiot opisywany w tej książce (czyli znany Wam już Smok Stryjeńskiej) powstał w 1918 roku, a ostatni (koszulki Pan Tu Nie Stał) w 2017. Skróciłam to wszystko o kilka wyrazów, dodałam trzy i włala! Tytuł recenzji już gotowy!


Rzecz, która najbardziej spodobała mi się w tej książce i bardzo chciałabym ją mieć to stylowe okulary Massada! Bardzo pięknie prezentują się na nosie narysowanej przez Mariannę Sztymę pani i myślę, że na moim piegowatym również ładnie by wyglądały. O rajuśku, prawie zapomniałam o jednej z najważniejszej rzeczy o tej książce!


Tak jak pierwsza część, ta również została zilustrowana przez 25 ilustratorów i każdy z nich wykonał po cztery ilustracje! A oto oni: Jacek Ambrożewski, Edgar Bąk, Maciek Blaźniak, Katarzyna Bogucka, Ada Buchholc, Iwona Chmielewska, Robert Czajka, Agata Dudek, Emilia Dziubak, Małgorzata Gurowska, Monika Hanulak, Marta Ignerska, Tymek Jezierski, Paweł Jońca, Agata Królak, Grażka Lange, Piotr Młodożeniec, Patryk Mogilnicki, Anna Niemierko, Ola Niepsuj, Marianna Oklejak, Paweł Pawlak, Dawid Ryski, Marianna Sztyma i Ola Woldańska-Płocińska.


Dobrze, teraz dokończę historię o stylowych okularach Massada. Zaprojektowała je Katarzyna Łupińska i chodzą w nich panie z Tokio, Paryża i Londynu, jednak mało kto wie, że to polski produkt. Oprawki robione są ręcznie w Anglii z najlepszych materiałów. Są one okrągłe, więc osobom już w pełni dojrzałym przypominają filmy z lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych! Bardzo ciekawe są również okulary przeciwsłoneczne Massady, gdyż mają niepowtarzalny kolor szkieł! Malowane są one ręczne w zakładzie pod Warszawą! Chciałabym móc kiedyś skusić się na jedną sztukę!


Nasz "Elementarz" kierowany jest również do osób nieco starszych. Może przypomnieć im kotwicę PW, grę "Hodowla zwierzątek" (dzisiaj - "Superfarmer") czy też słynną książkę Jana Wojeńskiego "Technika liternictwa".


"Ilustrowany elementarz polskiego dizajnu" to książka trzy w jednym (pomijając tę trójkę: kapitalny koncept, niesamowite ilustracje i świetny tekst): dowiadujemy się o historii bardzo ciekawych przedmiotów, możemy powspominać dawne czasy i znaleźć rzecz, którą warto mieć!


Muszę dodać, że Ewa Solarz nie była tutaj jedyną autorką tekstu! Zaprosiła do współpracy Agnieszkę Kowalską, dziennikarkę i autorkę książki "Hej, Szprotka!" oraz Agatę Szydłowską, historyczkę dizajnu. Jak dowiadujemy się z tekstu Ewy Solarz, lista przedmiotów, które zasługują na uwagę była jeszcze dłuższa niż spis rzeczy opisanych już w "Elementarzu"!


A Wy pooglądajcie 100 ilustracji, przeczytajcie 100 historii i spędźcie czas z rodziną, bo to książka (jak już wcześniej wspominałam) dla dorosłych i dla dzieci!

Tytuł - Ilustrowany elementarz polskiego dizajnu
Tekst - Ewa Solarz, Agnieszka Kowalska, Agata Szydłowska
Ilustracje - Jacek Ambrożewski, Edgar Bąk, Maciek Blaźniak, Katarzyna Bogucka, Ada Buchholc, Iwona Chmielewska, Robert Czajka, Agata Dudek, Emilia Dziubak, Małgorzata Gurowska, Monika Hanulak, Marta Ignerska, Tymek Jezierski, Paweł Jońca, Agata Królak, Grażka Lange, Piotr Młodożeniec, Patryk Mogilnicki, Anna Niemierko, Ola Niepsuj, Marianna Oklejak, Paweł Pawlak, Dawid Ryski, Marianna Sztyma, Ola Woldańska-Płocińska
Wydawnictwo Wytwórnia, Warszawa 2017

***

Aktualizacja (21 października 2017):
Jeżeli przeczytaliście tę recenzję wcześniej, należy się Wam krótkie wyjaśnienie dotyczące tytułu posta.
Dopiero dziś przeglądając po raz kolejny "Elementarz", zauważyłam, że popełniłam gafę i należy się Wam wyjaśnienie.
"Ilustrowany elementarz polskiego dizajnu" w wersji elektronicznej, którą otrzymałam przed korektą, kończył się na koszulkach Pan Tu Nie Stał z 2015 roku, a wydanie książkowe zamyka rok 2017. Gdy przywiozłam go z Warszawy, nie spojrzałam na ostatnią stronę i opublikowałam post z błędem, więc tytuł powinien brzmieć - "Ilustrowany elementarz polskiego dizajnu - czyli od 1918 do 2017 w świetnym wydaniu".

niedziela, 8 października 2017

Oto jest Nowy Jork - czyli uroki spaceru po NYC przed 50 laty!


Czy byliście kiedyś w Nowym Jorku? Ja, choć nie miałam żadnego biletu, nie leciałam samolotem i nie spędziłam w tym gigantycznym mieście więcej niż godzinę, śmiało mogę stwierdzić, że tak! Jednak muszę dodać, iż miałam przewodnika. Był nim Miroslav Šašek, fenomenalny czeski ilustrator i pisarz dla dzieci. Bardzo możliwe, że skądś go kojarzycie, gdyż napisał i zilustrował wiele książek o największych miastach świata!


"Cofnijmy się w czasie o 50 lat"...


Wyobraźcie sobie, że najlepszy interes w historii Ameryki miał miejsce w pierwszej połowie siedemnastego wieku! Peter Minuit kupił od Indian Manhattan za przedmioty o wartości tylko i wyłącznie 24 dolarów! To się aż w głowie nie mieści! Historycy stwierdzili, że to raczej legenda, lecz w każdej legendzie jest choć odrobinka prawdy, więc możliwe, że historia z 24 dolarami jest prawdziwa.


Na początku naszej wyprawy w Nowym Jorku przechodzimy pod Empire State Building, czyli największym budynkiem na świecie. Ten kolosalny budynek ma 449 metrów wysokości - 102 piętra! Ale nie myślcie sobie, że aby dostać się na ostatnie piętro trzeba wchodzić po schodach! W Empire State Building są 74 windy. To bardzo dobre rozwiązanie - mniejsze kolejki!


W Nowym Jorku są również wielkie samochody i chyba wszyscy wiedzą, że jest ich okropnie dużo, a to oznacza "największe korki świata". W tym ogromnym mieście znajduje się, każdemu znana, Statua Wolności, monstrualna dama! Wchodząc na jej głowę można podziwiać zapierające dech w piersiach widoki rozciągające się setkami kilometrów.


Jestem ciekawa, czy znacie na pamięć 5 wszystkich dzielnic Nowego Jorku. Jeżeli nie, podpowiem Wam. Ich nazwy brzmią: Manhattan, Brooklyn, Queens, Bronks oraz Richmond, nazywany także Staten Islad. Jak myślicie, czy jest możliwe, żeby w NYC znajdowała się jakaś wioska? Tak! Greenwich Village jest malutką częścią Manhattanu z malutkimi domkami, malutkimi uliczkami i malutkimi sklepikami.


Jeżeli jesteśmy już przy sklepach, to zdradzę Wam jeszcze, że w tym mieście można zrobić zakupy w praktycznie każdym języku: "po niemiecku, w jidysz, po czesku i słowacku, po węgiersku, po włosku, po ukraińsku, a nawet po angielsku"!


Nie wiem czy wiecie, że ruch w Nowym Jorku odbywa się w dwóch kierunkach - do centrum i z centrum. Dotyczy to wszystkich linii metra, samochodów, autobusów, turystów i mieszkańców. A jeśli jesteśmy już w centrum, to dodam, że w Central Parku można jeździć na łyżwach nawet w ciepłe dni! Można tam również karmić orzeszkami niemałe i puszyste nowojorskie wiewiórki!


A teraz przechodzimy ulicą służącą do zabawy. Wyobraźcie sobie, że nowojorska policja zamknęła wiele ulic, aby dzieci mogły na nich urządzać przeróżne zabawy! To naprawdę ciekawe! Więcej już Wam nie zdradzę, dalszą część naszej wyprawy musicie przebyć sami. Uważajcie, aby się nie zgubić! Lecz to nie koniec recenzji, zostańcie jeszcze na chwilkę!!!


Na samym końcu tej lektury znajdziemy rozdział zatytułowany "Oto jest Nowy Jork - dziś". Książka ta powstała w 1960 roku (aż 57 lat temu!) i od tej pory wiele zmieniło się w tym tętniącym życiem mieście. Z tekstu na ostatniej stronie dowiemy się, na przykład, że Empire Stete Building był najwyższym budynkiem do 1972 roku, obecnie pałeczkę przejął dubajski Burdż Chalifa.


Teraz kilka słów o autorze. Jeżeli zawierzyć tłumaczeniu Katarzyny Domańskiej, Miroslav Šašek jest nie tylko fenomenalnym ilustratorem, ale również świetnym pisarzem! Napisał tę książkę tak samo rewelacyjnie, jak ją zilustrował, a już po okładce widać, że lektura ta będzie niezłym rarytasem dla oka!


Jeszcze raz przejdźcie pod Empire State Building, wejdźcie (dosłownie) na głowę Statule Wolności, pospacerujcie ulicami Manhattanu, Brooklynu, Queens, Bronks oraz Richmond i podziwiajcie to zachwycające miasto - Nowy Jork!

Tytuł - Oto jest Nowy Jork
Tekst i ilustracje - Miroslav Šašek
Przekład - Katarzyna Domańska
Wydawnictwo Dwie Siostry, Warszawa 2015

niedziela, 1 października 2017

Nie ma się co obrażać - czyli 22 mistrzowskie kreski


Czy zastanawialiście się, jak wyglądały pierwsze rysunki najbardziej rozchwytywanych polskich ilustratorów i co było na nich przedstawione, jakie szkoły ukończyli, jakie były ich pierwsze publikacje, czym jest dla nich zawód ilustratora, jakie mieli absurdalne sytuacje i po prostu - kim są? Mogę się założyć, że jeżeli jesteście prawdziwymi adoratorami ilustracji, tak!


Patryk Mogilnicki, zawzięty rysownik oraz ilustrator, wpadł na rewelacyjny koncept! Wybrał 22 polskich ilustratorów z charakterystycznym stylem, aby ci opowiedzieli o swojej pracy. Każdy z tych wybrańców narysował swój autoportret i razem z nim pokazał w tej książce kilkanaście swoich prac. Jak dowiedziałam się czytając tekst na tylnej okładce, na stronach tej sztuki znajduje się około 400 ilustracji, czyli monstrualnie dużo! To prawdziwy rarytas dla ich wielbiciela!


Droga Karola Banacha do celu o nazwie 'Wspaniały ilustrator z charakterystycznym stylem' była "kręta i wyboista". Jego ulubionym tematem są rośliny i zwierzęta - uwielbia je ilustrować! Swoje prace wykonuje na starym tablecie otrzymanym od kolegi, i jak się z nim zaprzyjaźnił, tak nie może się teraz z nim rozstać. Aktualnie mieszka w Toruniu, wstaje o 6.00 rano, parzy kawę i zabiera się do pracy!


Barbara Dziadosz jest ogromną adoratorką grafik z pudełek po zapałkach. Jako dziecko uwielbiała rysować przeróżne ziny. Świat ilustracji złapał ją za rękę i już jej nie wypuścił. W 2016 roku przyszła na świat córka pani Barbary, która okazała się wspaniałą asystentką! Pewnego razu panią Barbarę spotkała bardzo absurdalna sytuacja. Poproszono ją o podrobienie stylu innego ilustratora, gdyż tamten nie zgodził się na współpracę. Rzecz jasna, pani Barbara odmówiła.


A teraz czas na Gosię Herbę! Kiedy tylko ujrzałam jej autoportret, powiedziałam - "O! Pani Gosia" i uśmiechnęłam się od ucha do ucha! Ilustrowanie pani Gosi zaczęło się od rysowania pogrzebów, nieźle, prawda?! Jako dziecko mieszkała tuż przy cmentarzu, więc widok pogrzebu nie był niczym nadzwyczajnym. Kiedy tylko zauważyła jakąś procesję, wołała brata i razem urządzali sobie konkurs na najlepszą pracę. Ta ilustratorka po prostu lubi rysować, wszystko. Jej ilustracje powstają we Wrocławiu, a konkretniej w dziesięciometrowej pracowni.


Pierwszy rysunek Pawła Jońcy to jego własny pokój z pomarańczowymi meblami. Pracuje on w swojej pracowni i jak na mężczyznę, bardzo, bardzo często się wzrusza (przyznam szczerze, że kiedy czytam o wzruszeniach pana Pawła, sama się wzruszam!). Na zawsze zapamiętam jedno zdanie wypowiedziane (lub napisane) właśnie przez niego, a brzmi ono tak: "Zaletą jest to, że pracuję sam. Wadą jest to, że pracuję sam".


Bartek Arobal Kociemba jest samoukiem. Uwielbia rysować ludzi i kwiaty, co można zauważyć na jego ilustracjach. W książce pojawiła się zabawna anegdotka. Otóż kolega pana Bartka wylał wino na jego pracę, a że autorowi pracy nie za bardzo chciało się rysować wszystko od początku, na nowej warstwie papieru narysował zalany element i tak powstała bardzo ciekawa wycinanka. W ten oto sposób motyw wycinanki już na stałe zamieszkał w pracach Arobala.


Przyznam szczerze, że nigdy wcześniej nie słyszałam o Agacie Marszałek, lecz od teraz, gdy tylko zobaczę jej rysunek, powiem - "O! To ilustracja Agaty Marszałek" i uśmiechnę się od ucha do ucha! Pani Agata uwielbia rysować portrety. Muszę powiedzieć, a raczej napisać, że te jej portrety zachwyciły mnie! Pani Agacie pomaga w pracy słońce wychodzące zza chmur. Mnie zresztą też.


Praca Dawida Ryskiego rozpoczęła się od rysowania aut. Kolega namówił go do narysowania samochodów i wygląda na to, że rysowanie samochodów spodobało się małemu Dawidowi. Pan Dawid pochodzi z rodziny strażaków, więc jednym z jego pierwszych rysunków były pożary oraz wozy strażackie. Najbardziej lubi ilustrować plakaty koncertowe. A oprócz tego, pan Ryski jest wielbicielem muzyki! Muzyka pomaga mu w pracy, zawsze przed jej rozpoczęciem musi mieć przygotowaną tak zwaną 'playlistę'. Gdy dawno, dawno temu, pierwszy raz usłyszałam imię i nazwisko tego pana, pomyślałam (i jak się później okazało, moja myśl okazała się prawdą) właśnie tak: To na pewno wyjątkowy ilustrator i ogromny wielbiciel muzyki! Otóż imię Dawid kojarzy mi się z pewnym wokalistą, a nazwisko Ryski z rysowaniem, rzecz jasna!


Marianna Sztyma po dyplomie z grafiki warsztatowej wyruszyła na "podbój" Warszawy z teczką pod pachą. Teraz ilustruje głównie książki dla dzieci, z czego jest bardzo zadowolona. Pierwszym poważnym rysunkiem pani Marianny był banan, oczywiście rysowany z głowy, gdyż wtedy nie było ich w Polsce. Pani Marianna ma dwa miejsca pracy. Jedne z nich nazywa się "czyste", a drugie "brudne". Jak się zapewne domyślacie, to "czyste" jest miejscem z komputerem i skanerem, a "brudne" ze sprejami, farbami oraz sztalugą. Muszę przyznać, że to bardzo rozsądny podział!


Ale się rozpisałam! Oczywiście to tylko 8 z 22 ilustratorów, bo kiedy zdradziłabym kilka zdań o wszystkich... no wiecie, żaden czytelnik nie miałby frajdy z poznawania ich historii! Wyjaśnię jeszcze tylko skąd wziął się tytuł książki. Otóż zdanie "Nie ma się co obrażać" wypowiedział Daniel Gutowski, kiedy mówił o tym, iż jego zdaniem w Polsce można dostawać zlecenia tylko i wyłącznie wtedy, kiedy prace danego ilustratora są śmieszne lub ładne, jednak jak ich się nie dostaje, "nie ma się co obrażać".


Już sam tytuł i okładka przyciągają czytelników, a środek to już magia! Opowieści o pracy aż 22 ilustratorów wybranych przez Patryka Mogilnickiego to fascynująca i arcyciekawa lektura, nie tylko dla dorosłych!

Tytuł - Nie ma się co obrażać. Nowa polska ilustracja
Wybór, wstęp i redakcja - Patryk Mogilnicki
Opowieści i ilustracje - Karol Banach, Ada Buchholc, Dominik Cymer, Barbara Dziadosz, Zosia Dzierżawska, Ania Goszczyńska, Daniel Gutowski, Gosia Herba, Tymek Jezierski, Paweł Jońca, Izabela Kaczmarek-Szurek, Jan Kallwejt, Bartek Arobal Kociemba, Michał Loba, Agata Marszałek, Paweł Mildner, Patryk Mogilnicki, Ola Niepsuj, Dawid Ryski, Maciej Sieńczyk, Marianna Sztyma, Magda Wolna
Wydawnictwo Karakter, Kraków 2017