niedziela, 12 kwietnia 2020

Listy do A. - czyli przedstawienie bez antraktu


W gronie Waszej rodziny z pewnością znajdują się bliscy w bardzo dojrzałym wieku. Dla młodszych członków rodziny - babcia i dziadek. Dla tych nieco starszych - mama i tata. Czasami do naszego życia wkradają się momenty troski i zaniepokojenia. Ze zmartwieniem w oczach obserwujemy wolne tempo na spacerze, szwankowanie pamięci i nieposłuszeństwo zdrowia. Właśnie takie chwile pojawiały się w rodzinie Anielki coraz częściej. 

Najpierw wskoczymy do wehikułu czasu i cofniemy się o kilka lat. Znajdujemy się na wsi, w domu babci Tosi. To kobieta niezwykle żwawa i zabawna. Wiele dzieci może mianować ją swoją przyjaciółką. Między innymi dlatego została dyrektorką przedszkola. Kiedy wnuczka ją odwiedza, jeżdżą tam razem. Podczas długich podróży autobusem babcia wymyślała zagadki specjalnie dla Anielki. Często odwiedzały lodziarnię. Wybór starszej kobiety nigdy nie był zaskakujący - zawsze wygrywała śmietanka i wanilia. Babcia królowała także w kuchni. Żaden obiad nie smakował tak pysznie jak jej pierogi z jagodami. Nikt nie gardził także smakowitymi wypiekami. Natomiast wieczorne wspólne czytanie było dla Anielki jedną z najprzyjemniejszych chwil.


No dobrze, wyskoczmy już z tego wehikułu. Przenieśmy się do domu dziewczynki. Od niedługiego czasu mieszka tam również babcia Tosia. Anielka nie ma pojęcia, dlaczego. Z podsłyszanych jednym uchem rozmów wywnioskowała, że do babci przykleił się Pan A... Dziewczynka za żadne skarby nie potrafi zapamiętać jego nazwiska. Wie, że to właśnie on każe babci odgrywać długi spektakl. Pan A. jest reżyserem, a babcia dostała rolę pierwszoplanową. Przynajmniej tak sądzi Anielka. Obiecała sobie, że wespnie się na wyżyny swojej pomysłowości, aby Pan A. opuścił jej najlepszą przyjaciółkę. Chciała wrócić do wspólnych łamigłówek i pysznego gotowania.


Co robicie, gdy słyszycie hałas i nerwowe krzątanie się? Oczywiście wychodzicie zobaczyć, czemu Wasi domownicy zachowują się tak głośno. Anielka nie była wyjątkiem, również tak zrobiła. Jednak widok, który ujrzała, sprawił, że na kilka sekund przestała ufać swoim oczom. Mama wyciągała z lodówki buty. Babcia włożyła tam obuwie z szafek i wyjęła wszystkie produkty spożywcze. Anielka była pewna, że to sprawka Pana A. Przecież jej ukochana babcia Tosia nawet nie wpadłaby na taki pomysł! Przez niewidzialnego mężczyznę o strasznie ciężkim do zapamiętania nazwisku mama Anielki niezwykle często płakała, tłumacząc się, że dosłownie chwilkę temu przestała kroić cebulę.


Zmartwienie dziewczynki o babcię rosło z każdym dniem. Para ciekawości zaczęła wychodzić Anielce nawet uszami. Postanowiła porozmawiać o Panu A. ze swoją starszą siostrą Patrycją. Już chciała otworzyć drzwi do jej pokoju, jednak wewnętrzny głos zadał pytanie - co się teraz dzieje z hormonami Patrycji? Jeśli buzują jak szalone, lepiej jej teraz nie odwiedzać! Na szczęście okazało się, że hormony właśnie zasypiały, więc to idealny czas na siostrzaną rozmowę. Patrycja wytłumaczyła dziewczynce, że Pan A. jest nieuleczalną chorobą, przez którą pamięć płata babci nieprzyjemne figle. To dlatego kobieta mówi do Anielki "Marysia", a do Patrycji zwraca się "pani". Jednak dziewczynka uznała, że to nie może być prawdą.


Anielka nie mogła pogodzić się z tym, że ta straszna choroba zaatakowała akurat babcię Tosię. Kiedy dziadek wpadł do jej domu z wizytą, postanowiła zaprowadzić go do swojego pokoju i zaskoczyć salwą pytań. Ku jej rozpaczy, dziadek potwierdził to, co wcześniej mówiła Patrycja. Zaznaczył też, że mózg babci jest w nie najlepszym stanie, dlatego warto wspomagać go ćwiczeniami. Role się odwróciły - teraz Anielka wymyślała babci zagadki i czytała jej książki. Często układały wspólnie puzzle. Wyglądało to tak, że wnuczka szybciutko dopasowywała do siebie kolejne kawałki, natomiast babcia patrzyła na nią z podziwem w oczach.


Zdarzało się, że kiedy Anielka tworzyła kolejną bransoletkę z koralików, do pokoju wpraszał się gniew. Oczywiście był on spowodowany tym, że Pan A. kradł jej babcię. Dziewczynka postanowiła się z nim rozprawić. Obiecała, że nie będzie jadła czekolady, ale pod jednym warunkiem. Pan A. koniecznie musi się wyprowadzić! Mijał już drugi tydzień, a tak bardzo wyczekiwane zmiany nie nadchodziły. Jedyną zmianą było to, że Anielka nawet nie tknęła słodkości, przez co Patrycja zaczęła na nią patrzeć nieco podejrzliwym wzrokiem. Natomiast babcia zaczęła dziwnie spoglądać na mamę. Pamięć znowu zrobiła ją w bambuko i wymazała z głowy fakt, że ta osoba jest jej córką. Dlatego kobieta stwierdziła, że koniecznie trzeba się jej pozbyć za pomocą miotły. Ten moment zdecydowanie nie należał do najweselszych.


Pewnego dnia babcia Tosia postanowiła wybrać się na spacer. Problem tkwił w tym, że zapomniała poinformować o tym domowników. Kiedy mama Anielki spostrzegła, że w domu panuje pustka, poruszyła całym osiedlem i zadzwoniła pod odpowiednie numery. Gdy Anielka i Patrycja wróciły ze szkoły, także stały się detektywami. Wyruszyły na poszukiwanie. Po długiej wędrówce odnalazły babcię. Kiedy do niej podeszły, zostały zapytane, kim są oraz czy również się zgubiły. Serca dziewcząt uroniły łezki. Jednak postanowiły nie pokazywać swojego smutku. Zaprowadziły babcię do domu. Tam mama przywitała je - wszystkie trzy - gorącymi uściskami. Już zapomniała o tym, że starsza kobieta wsypała do cukiernicy sól i podlewała szafki zamiast roślin.


Jak zapewne zdążyliście się już zorientować, babcia Tosia nie odgrywała żadnej roli. Ukradła ją choroba o nazwie Alzheimer. Dopada ona najczęściej osoby starsze. Niestety wciąż nie można jej wyleczyć. Anielka, chcąc się jej pozbyć, pisała listy do Pana A. Każdego wieczora kładła je pod drzwiami babcinego pokoju. W ten sposób dawała także upust swoim nieprzyjemnym emocjom, które towarzyszyły jej praktycznie codziennie. Tak naprawdę Pan A. nie jest reżyserem. To Alois Alzheimer, czyli człowiek, który odkrył i opisał chorobę zapominania. Nie powinniśmy się na niego gniewać. Dzięki niemu naukowcy i lekarze wiedzą, nad jakim lekiem koniecznie muszą popracować.


Autorka książki "Listy do A." jest córką kobiety, której pamięć płata poważne figle. Jak taką chorobę może rozumieć dziecko? Przecież z niektórymi sytuacjami nie radzą sobie nawet dorośli. Dlatego tak trudno przychodzi im rozmowa. Czytając tę niezwykłą książkę myślałam o tym, co by się stało, gdyby na miejscu babci Tosi znalazłaby się moja babcia lub dziadek. Ciężko jest mi wyobrazić sobie trudności, z jakimi musielibyśmy mierzyć się każdego dnia. Kiedy w moich rękach znalazła się pozycja "Listy do A. Mieszka z nami Alzheimer", najpierw zwróciłam uwagę na cudowną okładkę. Zarówno za nią, jak i za ilustracje, odpowiedzialna jest Ewa Beniak-Haremska. Podobnie jak rysunki Joanny Concejo, przenoszą nas one do nostalgicznego świata, w którym obraz stoi na istotnym miejscu.


Przeczytajcie listy Anielki do Pana A. Może dziewczynka zrobi Wam bransoletkę na pocieszenie?

Tytuł - Listy do A. Mieszka z nami Alzheimer
Tekst - Anna Sakowicz
Ilustracje - Ewa Beniak-Haremska
Wydawnictwo Poradnia K, Warszawa, 2019

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz