Bardzo możliwe, że w naszym czytelniczym gronie znajdują się osoby, które choć raz na jakiś czas wychodzą z lornetką do lasu, aby obserwować ptaki. Walter spędza swoje dni właśnie w ten sposób. Zawsze trzyma w kieszeni również atlas ptaków. Tak naprawdę wcale go nie potrzebuje, wiedzę na temat ptaków ma w jednym paluszku. No dobra, może w dwóch. Ale lubi upewniać się w tym, że ma rację. Walter zazwyczaj patrzy tylko i wyłącznie w niebo, co chwilę zerkając na ryciny ptaków i ich opisy. Tego razu było ciut inaczej. Intuicja podpowiedziała mu, aby zerknął za szumiący krzak. Kiedy wzrok Waltera padł na wspomniane miejsce, nie mógł uwierzyć własnym oczom.
Tuż za krzakiem leżała "ptakodziewczynka. Albo dziewczynkoptak. Albo coś pomiędzy". Nasz bohater od razu poczuł potrzebę pomocy tej biednej istocie schowanej za roślinnością. Troskliwie wziął ją na ręce i zaniósł do swojego domu. Czekała tam na niego żona, niezwykle wzruszona, ale również straszliwie przejęta nową osobą w domu, jaką jest dziewczynka ze skrzydłami zamiast rąk. Tina, bo takie nosiła imię żona Waltera, chciała traktować dziewczynkę jak własną córkę. Postanowiła wychować ją zupełnie tak, jakby była człowiekiem.
Pierwszym krokiem było wymyślenie imienia. Tina i Walter usiedli na krzesłach i uważnie przyglądali się ptakodziewczynce lub dziewczynkoptakowi. Trzeba wymyślić takie imię, aby nikt nie podejrzewał, że pod ubraniami dziewczynka ukrywa swoje skrzydła. Ale jednocześnie takie, aby pasowało do naszej istotki. Kos? Oczywiście, że nie. Ćwirka? Nie. Kokosia? Też nie... Było jeszcze wiele innych prób, żadna z nich nie brzmiała odpowiednio. Ptasia? O! To imię spodobało się i Tinie, i Walterowi. Od teraz dziewczynka ze skrzydełkami zamiast rąk stała się Ptasią.
Tina przechadzała się po miasteczku z wózkiem. W wózku, pod stertą koców i ubranek, ukryta była Ptasia. Wystawała jej tylko główka, uważnie przyglądająca się światu. Nasze bohaterki wyglądały jak normalna rodzinka. Każdy myślał, że mama wzięła córkę na spacer. Ale Tina i tak była bardzo niespokojna. Bała się, że spotka kogoś znajomego. I co wtedy? Cała miejscowość byłaby pełna od plotek na temat Ptasi. A tego kobieta nie mogłaby znieść.
Naszemu małżeństwu, a w szczególności Tinie, niezmiernie zależało na tym, aby Ptasia nauczyła się również mówić. Jej pierwszym słowem był krótki, czteroliterowy wyraz - "ćwir"! Kiedy Tina to usłyszała, z wypiekami na twarzy pobiegła do Waltera, aby opowiedzieć mu zaistniałą sytuacją. On niezbyt podzielał radość żony. Wciąż był zdania, że Ptasia jest ptakiem. Tina dalej sądziła, że Ptasia to dziewczynka.
Wkrótce nasza mała istotka zaczęła podskakiwać i unosić się w powietrzu. Walter się cieszył, Tina niekoniecznie. Po kilku, no może kilkunastu, dniach, nasza mała bohaterka latała już nad kredensem. To czynność, którą opanowała do perfekcji. Ale z mówieniem szło znacznie gorzej. Nie potrafiła wymówić swojego imienia. Wciąż z uporem powtarzała "Ptyś", a nie "Ptasia". Tina stwierdziła, że to niedopuszczalne, aby ktoś nie umiał wymawiać swojego imienia. W ten sposób Ptasia stała się Ptysią. Od tej pory to ptakodziewczynka lub dziewczynkoptak o imieniu Ptyś.
Kolejnym krokiem dobrego wychowania według Tiny było posługiwanie się sztućcami. Z tym to nielada kłopot, przecież Ptyś nie ma rąk! Skutkiem nauki była zupa porozlewana w całym mieszkaniu. Kiedy Walter to zobaczył, z przerażoną miną pobiegł coś skonstruować. Tina nie przeszkadzała mu, musiała zajmować się pilnowaniem Ptysi, aby nie zjadała robaków z podłogi.
Nagle... bum, jedno spojrzenie w inną stronę i Ptyś znika w sposób jeszcze Wam nieznany! Nawet się nie pożegnała... Tinie i Walterowi jest z tego powodu koszmarnie smutno. Nic dziwnego, w końcu przecież tak poświęcili się dla Ptysi. No cóż, teraz będą musieli wrócić do codzienności, która towarzyszyła im do dnia, w którym Walter znalazł ptakodziewczynkę lub dziewczynkoptaka. Albo... To zdanie musicie dokończyć sami. A jedynym sposobem, aby to zrobić jest sięgnięcie po lekturę o tytule "Ćwir!".
"Ćwir!" to wielokrotnie nagradzana i zekranizowana książka spod pióra Joke van Leeuwen. Nie chcę, aby zabrzmiało to banalnie, ale ta lektura jest gablotką, w której możemy zobaczyć życie i jego trudy, po prostu. Na stu siedemdziesięciu sześciu stronach kryją się tajemnice. Każdy odkrywa ich więcej bądź też mniej. Dla mnie, "Ćwir!" to opowieść o poświęceniu, stworzeniu rodziny, przyjaźni, szacunku i wyrozumiałości oraz jej braku. Ale przede wszystkim dziejsza lektura ukazuje nam fakt, że w wielu przypadkach wolność jest niezastąpiona.
Nie ma się co oglądać. Lećcie po nią!
Tytuł - Ćwir!
Tekst i ilustracje - Joke van Leeuwen
Przekład - Jadwiga Jędryas
Wydawnictwo Dwie Siostry, Warszawa, 2018
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz