sobota, 17 listopada 2018

Ada, to wypada! - czyli bunt w 21 odsłonach


Czy dwadzieścia jeden inspirujących kobiet wystarczy, aby znacząco zmienić swoje życie, a przynajmniej okres dojrzewania? Ależ oczywiście! Inspiracja to jeden z ważniejszych punktów zmiany i naprawdę warto z niej korzystać. To co, lecimy w świat kobiecej mocy?

Kobiecą mocą z całą pewnością jest obdarzona Ewa Błaszczyk. Trudno nie słyszeć o jej sercu bez dna. Kiedy pani Ewa była małą dziewczynką, poznała pewnego chłopca. Nieopodal jej szkoły znajdował się skład makulatury, do którego mieszkańcy zanosili przeczytane gazety. Nocował tam bezdomny chłopiec. Przykrywał się stertami tektury. Nasza bohaterka postanowiła mu pomóc, oczywiście nie mówiąc o tym nikomu z dorosłych. Przynosiła chłopcu jedzenie, słodkości kupione w kiosku, czy też drobne pieniążki wyskubane z płaszcza rodziców. Jej serce do dziś pozostało niezwykle wrażliwe na ból innych. Wiele lat temu jej córka Ola zapadła w śpiączkę, ponieważ zakrztusiła się tabletką. Po tym nieszczęściu w głowie Ewy Błaszczyk pojawiła się myśl, aby założyć klinikę. Tak też się stało. W "Budziku" obudziło i wciąż budzi się wiele dzieci pogrążonych w śpiączce.


A skoro jesteśmy przy nazwisku na literę B, napiszę o mistrzyni polskiego kryminału. Jestem pewna, że nie macie ani cienia wątpliwości, kim jest ta pani. Kiedy mała Kasia wyjechała do rodziny na wieś podczas wakacji, wujek postanowił zapewnić rodzince rozrywkę. Zabija kurę, aby dzieci mogły popatrzeć na spektakl pod tytułem "Biegająca kura bez głowy". Wszyscy śmieją się w głos. Wszyscy oprócz Kasi. Dziewczynka płakała, i nie był to płacz ze śmiechu. Czuła sie przeokropnie. Obiecała sobie, że ucieknie. Dokładnie obmyśliła plan ucieczki w nocy. Punkt pierwszy wykonany. Teraz pozostaje tylko czekać na pociąg. Jednak w tym momencie na stacji pojawia się rodzina, a drugiego dnia w domu na wsi pojawia się tata. Teraz bohaterki książek Katarzyny Bondy, bo o tej pani mowa, także są odważne i wiedzą, których granic nie powinno się przekraczać.


Przejdźmy teraz do Agnieszki Holland, władczyni na planie. Pani Agnieszka serwuje nam scenariusz dla reżyserki w trzech aktach. Podkreśla, że trzeba być stanowczym w swoich decyzjach i niekiedy powiedzieć po prostu "Dość!". Nie można zapominać przy tym o należytym szacunku do innych. Brak stanowczości i szacunku to kompletna klapa z udanej współpracy. Kiedy Agnieszka Holland była małą dziewczynką, długo zastanawiała się nad tym, kim chciałaby być w przyszłości. A że interesowała się sztuką, opowiadaniem historii i bardzo lubiła mieć władzę nad innymi - postanowiła zostać reżyserką. Z opinii ciut starszych ode mnie wynika, że jest to reżyserka wyśmienita. A świadczą o tym na przykład Oskary.


Pewnie wiele, oraz wielu, z nas przywiązuje bardzo dużą wagę do swojego wyglądu. I o ile istnieją rzeczy, na które wpływu nie mamy, takie jak rysy twarzy, czy też wielkość oczu, zawsze możemy pobawić się swoim ubiorem. Niegdyś Joanna Klimas pragnęła być ambasadorką w Paryżu, a w najgorszym przypadku archeologiem. Po studiach psychologicznych zrozmiała, że nie tędy droga. Niby przypadkiem, ale jednak niezupełnie, zaczęła projektować ubrania. Można by rzec, że pani Joanna kontynuuje wizję Coco Chanel. Ona także uważa, że mniej znaczy więcej. Nasza bohaterka jest zdania, że jednolite ubrania prezentują się niezwykle przyjemnie dla oka. Często wspomina również, że warto przyglądać się dziełom sztuki, aby otworzyć się na przyklad na nowe wzory.


Skoczmy do świata twórczych urwisów. W ich gronie znajduje się Katarzyna Kozyra. W naszej pozycji pod tytułem "Ada, to wypada!" pokazuje, jak ważny jest pomysł, realizacja oraz efekt. Zdradza, że nie zawsze trzeba się trzymać pomysłu w stu procentach, najczęściej warto pozwolić mu się rozwinąć bądź popłynąć w zupełnie innym kierunku. Realizacja to najbardziej pracochłonny proces. Tutaj trzeba popracować nad formą oraz emocjami przekazywanymi w naszej pracy. Należy pamiętać, że zaskakiwanie jest bardzo istotne! I ostatni etap - efekt. Niekiedy nie jest taki, jaki wymarzyliśmy sobie na początku, jednak warto patrzeć na swoje błędy z innego punku widzenia. Te trzy etapy to tory, którymi podąża Katarzyna Kozyra. Dziś jest uważana za jedną z najważniejszych artystek na świecie. Jej prace można spotkać między innymi w Nowym Jorku czy Pekinie. Ale jako dziecko pani Katarzyna zupełnie nie wiedziała, że zostanie artystką. Nie czuła się dobrze w swojej skórze, chorowała na anoreksję i bulimię. Na całe szczęście na studiach wszyściutko się zmieniło!


Wyobraźcie sobie, że jesteście zupełnie sami na łodzi, a wokół Was aż po horyzont rozciąga się woda. Oczy Marty Sziłajtis-Obiegło oglądały taki widok przez bardzo długi czas. Pani Marta opłynęła cały świat jako najmłodsza Polka w historii. Miała wtedy 23 lata. Od zawsze niezwykle interesowało ją żeglarstwo. Zdarzało się, że chłopaki, chcąc zrobić z niej pośmiewisko, zadawali jej dość trudne (a dla mnie wyciągnięte z kosmosu) pytania związane z tematyką żeglarstwa. I wtedy młoda Marta zaginała ich swoją wiedzą. Jako ciekawostka wspomnę jeszcze, że Marta Sziłajtis-Obiegło bardzo skrupulatnie przygotowywała się do wyprawy. Jej pokój był cały obklejony przeróżnymi zapiskami i mapami, a oprócz tego musiała przejść wiele kursów, na przykład naukę zszywania ran.


Aby nie zdradzać zbyt dużo historii, opowiem jeszcze o dwóch kobietach. O kobietach, bez których książka "Ada, to wypada!" nie powstałaby. Jak się pewnie domyślacie, mowa o autorkach - Zosi Karaszewskiej i Sylwii Stano. Te panie ukrywające się pod nazwą Książniczki to siła najszczerszej przyjaźni. Mimo tego, że ich przyjaźń trwa już ponad dwadzieścia lat, wciąż prawią sobie liczne komplementy. W swojej pozycji zaznaczają, że należy to robić. Jednak pamiętajmy też, że co za dużo, to niezdrowo!


W książce autorki przedstawiły nam historie dwudziestu jeden kobiet. Ewa Błaszczyk, Katarzyna Bonda, Marta Dymek, Irena Eris, Magdalena Fikus, Agnieszka Graff i Katarzyna Rosner, Agnieszka Holland, Joanna Klimas, Mela Koteluk, Olga Kozierowska, Katarzyna Kozyra, Ewa Łętowska, Katarzyna Miller, Marta Sziłajtis-Obiegło, Natalia Partyka, Karolina Baca-Pogorzelska, Beata Stelmach, Kamila Szczawińska, Dorota Wellman, Agnieszka Wędłocha. Warto poznać ich historie. Historie kobiet, które podążały własnymi ścieżkami i odważnie broniły swojego zdania. Wiedziały, gdzie postawić granice i uważnie czuwały nad swoją wrażliwością.

Niektórzy z Was już pewnie domyślili się, dlaczego tytuł książki brzmi tak, a nie inaczej. Już wszystko wyjaśniam. Otóż ponad osiemdziesiąt lat temu została nakręcona pewna komedia pod tytułem "Ada, to nie wypada!". Opowiadała o niesfornej i pełnej życia Adzie, której rodzice wciąż wytykali, co wypada, a czego nie. Najczęściej były to uwagi kompletnie niesłuszne. Bo przecież dziewczynkom nie wypada chodzić po drzewach i skakać po kamieniach. To bzdura! Pani Sylwia i pani Zofia postanowiły się temu sprzeciwić. Jak już pewnie się zorientowaliście, efekt jest świetny!


Wspomnę jeszcze o pięciu paniach. Są one odpowiedzialne za ilustracje. Ada Buchholc, Ola i Kamila Romaniak, Dagmara Jagodzińska i Anna Kożdoń. Każda z bohaterek została sportretowana i nie sposób jej nie rozpoznać. Ilustracje sprytnie przeplatające się z tekstem naprawdę ciekawie się prezentują. Jest to książka, którą nie tylko świetnie się czyta, ale na którą bardzo dobrze się patrzy.

Sięgnijcie po naszą "Adę"! Jak to ujęła jedna z autorek, nic nie jest tutaj koloryzowane, choć kolorów cała masa!

Tytuł - Ada, to wypada!
Tekst - Sylwia Stano i Zofia Karaszewska
Ilustracje - Ada Buchholc, Ola i Kamila Romaniak, Dagmara Jagodzińska i Anna Kożdoń
Wydawnictwo Znak, Kraków, 2018

sobota, 3 listopada 2018

Ten łokieć źle się zgina - czyli 11 wyrysowanych postaci


Kadra mistrzów polskiej ilustracji. Wciąż rozgrywa uporczywą walkę z brakiem czasu i nieprzyjaznymi sytuacjami z klientami. Ich codzienność wcale nie mieni się różowymi barwami - tak, jak mogłoby się nam wydawać. Ale spotykają ich też oczywiście o wiele bardziej miłe i przyjemne chwile, na długo pozostające w pamięci. Wygrana w prestiżowym konkursie, zlecenie od najsławniejszej amerykańskiej gazety, świetny odbiór nowej książki, gry czy kolekcji - na przykład ubrań. Chodźcie, dzisiaj będzie o ilustracji!

Sebastian Frąckiewicz. Wydaje mi się, że naprawdę trudno znaleźć osobę zatopioną w świecie literatury, komiksu oraz ilustracji, która nie słyszałaby o tym panu. W pewien październikowy dzień, rok temu, ukazała się pozycja "Ten łokieć źle się zgina. Rozmowy o ilustracji". Pierwsza część tytułu jest niezwykle interesującą zagadką. Powstrzymam swoje palce od napisania, jak brzmi rozwiązanie, co chyba w moim przypadku jasne. Natomiast druga część tytułu, tak zwany podtytuł, wyjaśnia nam, czego możemy się spodziewać sięgając po lekturę. Ale oczywiście nie w stu procentach.


Jedenastu autorów, jedenaście zupełnie odmiennych światów, jedenaście różnych rozmów. Od picturebooków, poprzez ilustracje na koszulkach, aż do projektowania postaci gier. Jan Bajtlik, Katarzyna Bogucka, Bohdan Butenko, Iwona Chmielewska, Emilia Dziubak, Bartłomiej Gaweł, Anna Halarewicz, Jan Kallwejt, Piotr Socha, Rafał Wechterowicz i Józef Wilkoń - to zacne grono, z którym mamy do czynienia w tej książce. Umówmy się, że uchylę rąbka tajemnicy opowieści niektórych z nich, dobrze?

Ale najpierw kilka słów o autorze. Można by rzec, że pan Sebastian dorastał w bibliotece. Wystarczyło, że zapłakał w przedszkolu i już go tam zaprowadzono. A dlaczego? Dlatego, że właśnie w bibliotece pracowała jego mama. Jak wszystkim wiadomo, książkożerstwo jest zaraźliwe, więc i pan Sebastian został nim zarażony. Już jako kilkulatek wyciągał z półek zakurzone książki. Najpierw je oglądał, a później, kiedy już posiadł tę umiejętność, czytał. Oglądanie było bardzo cenne. To dzięki niemu wychował się na ilustracjach mistrzów, takich jak Józef Wilkoń i Bohdan Butenko, także zresztą obecnych w naszym "Łokciu". I gdy w wieku przedszkolnym pan Sebastian wbił się do świata książek, do tej pory z niego nie wyszedł i raczej nigdzie się nie wybiera.

Zacznijmy od pani, której imię i nazwisko możemy ujrzeć tuż po wstępie. Emilia Dziubak zamiłowanie do sztuki, a szczególnie malarstwa, wyniosła z domu. To zamiłowanie ciągnęło się za nią każdego dnia do przedszkola, a później do szkoły. Jej mama zajmowała się malowaniem szyldów w całym Dęblinie - miejscowości, w której pani Emilia się wychowała. Swoje pierwsze projekty wykonała jako dziecko, pomagając mamie. Już w młodym wieku miała tak wyrafinowaną kreskę, że nikt nie spostrzegł, że dany szyld wyszedł spod ręki kilkulatki. Jako kilkunastolatka uczęszczała do liceum plastycznego w Nałęczowie. Mieszkała w internacie, który wszyscy znali z tego, że trzeba było przyklejać koce do szyb, aby zupełnie nie zamarznąć. Następnie, po liceum, studiowała... ha, i tu Was zdziwię, bo nie było to malarstwo. To w takim razie co, skoro nie malarstwo? O tym przekonajcie się sami. Teraz pani Emilia jest jedną z najbardziej rozchwytywanych ilustratorek, nie tylko w Polsce. Jej nasycone barwami i wielowarstwowymi narracjami ilustracje zachwycają każdą parę oczu!


Bum, bum, bum, przechodzimy do Piotra Sochy. Jego "Pszczoły" (napisałam o nich tutaj) oraz "Drzewa" (możecie również przeczytać o nich tu) to prawdziwe majstersztyki docenione na całym świecie. Jak się pewnie domyślacie, pan Piotr również rysował od wczesnego dzieciństwa. Ale na pewno nie spodziewacie się, że studiował... psychologię. Tak, tak, dobrze przeczytaliście. Dla mnie również było to niemałym zaskoczeniem. Jednak pewien wykładowca otwarcie powiedział panu Piotrowi, że koniecznie musi spróbować dostać się na ASP. Pan Piotr nie tylko spróbował, ale również się dostał. Pracował między innymi ze znanym i wielbionym Januszem Stannym. Został przez niego hojnie wyróżniony, czemu się nie dziwię. Pan Piotr podkreśla też, że po wielu latach zrezygnował z drobnych detali. Nie mówi tego zresztą jako jedyny. Zabierają mnóstwo czasu i, zdaniem pana Piotra, są zbędne. A jednak "Pszczoły" to kunszt aż dwuletniej pracy i szczegółów tam co niemiara.


Sądzę, że tym razem pominiemy pana Józefa Wilkonia, choć jest to postać niezwykle interesująca. A pominiemy dlatego, że rozpisałam się o panu Józefie tutaj. Natomiast nie pominiemy osoby, która jest z panem Józefem związana. Jan Bajtlik, to właśnie on! Tak, to ten pan od "Typogryzmola" nagrodzonego Bologna Ragazzi Award. Dla niewtajemniczonych wspomnę, że to największe wyróżnienie, jeśli mowa o książkach dla dzieci. A pan Jan zdobył je już jako 26-latek. Talent i potencjał w młodym wieku wykrył u niego właśnie pan Józef Wilkoń. Zaproponował, aby pan Jan, a wtedy może już nie Janek, ale na pewno Jan, przyjeżdżał do niego na zajęcia. Tak też się stało. Siedzieli przy jednym stole. Józef Wilkoń robił swoje ilustracje do nowych książek, a Jan Bajtlik wykonywał ćwiczenia przygotowujące do egzaminu. To musiało być wspaniałe doświadczenie! I choć, jeśli chodzi o styl, panowie raczej nie mają wiele wspólnego, w środku pana Jana wciąż siedzą rady udzielone przez prawdziwego mistrza.


Kilka wydłużonych susów i uwaga, uwaga, skaczemy! Wylądowaliśmy tuż przy Katarzynie Boguckiej, która swoją drogę zaczęła od malarstwa. Profesorowie na studiach wciąż powtarzali jej, że za dużo opowiada w swoich obrazach, ale nasza studentka było niewzruszona i wciąż stała przy swoim. Od dziecka marzyła o tym, aby zostać malarką. Niestety, z każdym następnym dniem coraz bardziej uświadamiała sobie, że to nierealne. Patrzenie pani Kasi na książki uległo zmianie dzięki cotygodniowych zajęciach z Iwoną Chmielewską. Wtedy zrozumiała, że ilustracja to coś, czym naprawdę chce się zajmować. Jej pierwsza przygoda właśnie z tym związana to współpraca z Pan Tu Nie Stał. Rozkręcająca się firma połączyła swoje siły z rozrysowującą się ilustratorką. Jednak pani Kasia nie chciała znajdować się tylko i wyłącznie w szufladzie książek dla dzieci. Do dziś robi także plakaty, ilustracje na tkaniny i tapety. To również wzbogaca jej obfity warsztat. Gdy w domu pani Kasi pojawiło się łóżeczko i grzechotki, praca musiała zejścia drugi plan, ale bądźcie przygotowani na to, że wystartuje jeszcze niczym rakieta.


Teraz już ostatnia osoba, którą opiszę. To Iwona Chmielewska. Pewnie wszyscy z nas znają jej płynne, ale jakże mocne w przekazie, ilustracje. Pani Iwona wychowała się w Pabianicach. Miejscowość ta najmocniej kojarzy jej się z charakterystycznym zapachem na ulicach oraz bawełną tańczącą na wietrze. Często można zobaczyć te wspomnienia przeniesione na papier. I to niekoniecznie tylko na papier książek dla dzieci, dla dorosłych również. Pani Iwona podkreśla, że te pozycje - picturebooki, nie są tworzone tylko dla młodych czytelników. Powiedzenie, że ktoś jest za duży na ilustracje to przerażający infantylizm. W tej rozmowie był także poruszany wątek dostępu do książek oraz tematów, o których wiele osób sądzi, że nie są one zarezerwowane dla dzieci. Zdradzę jeszcze, że pani Iwona wychowała czworo dzieci i ma na swoim koncie blisko trzydzieści książek. Ilustrowanie połączyła razem z gotowaniem i sprzątaniem. Jak to pięknie ujęła, zależy jej na zakotwiczeniu się w codzienności.


Nie mam ani cienia wątpliwości, że "Ten łokieć źle się zgina" wchłonie nie tylko adoratorów ilustracji. Sebastian Frąckiewicz w jedenastu wywiadach pokazał nam przekrój polskiej ilustracji. Nie bał się zadawać pytań, których inny dziennikarz najprawdopodobniej nie odważyłby się zadać. Wcześniej nawet nie do końca zdawałam sobie sprawę, jak wiele może istnieć spojrzeń na pracę ilustratora. Teraz jestem o wiele bardziej świadoma trudu tej pracy. Ale nie bójcie się, zdania nie zmieniłam - w dorosłości dalej chcę ilustrować książki!

I Wy sięgnijcie po tę pozycję i odkryjcie, dlaczego łokieć źle się zgina.

Tytuł - Ten łokieć źle się zgina. Rozmowy o polskiej ilustracji
Wybór, wstęp i pytania - Sebastian Frąckiewicz
Opowieści i ilustracje - Jan Bajtlik, Katarzyna Bogucka, Bohdan Butenko, Iwona Chmielewska, Emilia Dziubak, Bartłomiej Gaweł, Anna Halarewicz, Jan Kallwejt, Piotr Socha, Rafał Wechterowicz, Józef Wilkoń
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec, 2017