Grenlandia. Kiedy myślałam o tej wyspie, moja wyobraźnia przedstawiała mi opatulonych w futra mieszkańców z uśmiechami na twarzach, szczęśliwe rodziny przy kominku w pięknych domach, cudownie przyrządzone ryby i zaprzęgi pięknych psów. I muszę przyznać, że moja wyobraźnia się nie pomyliła. Jednak pominęła wiele obrazów, które budują rzeczywisty obraz Grenlandii. Okulary założyła mi na nos Ilona Wiśniewska, która wybrała się tam na trzymiesięczną podróż. Pozwólcie, że przedstawię Wam historie ludzi mieszkających (bądź chwilowo przebywających) na grenlandzkiej wyspie. Radzę Wam ubrać nieprzemakalne buty i futrzaną kurtkę.
Najpierw przenieśmy się na niewielką wysepkę. Ma ona powierzchnię dwunastu kilometrów kwadratowych. Zamieszkuje ją tysiąc trzysta osób. Nazywa się Uummannaq. "Uummat" to po grenlandzku serce. A "uummannaq" - miejsce, w którym leży serce. Właśnie tam znajduje się najsłynniejszy grenlandzki dom dziecka. Opiekuje się nim kobieta o imieniu Ann. Niezwykle istotna jest dla niej kultura grenlandzka oraz natura. Swoje wartości stara się przekazywać dzieciom. Rodzice podopiecznych domu dziecka nie mieli pojęcia, jak wychować swoje pociechy. Najlepszym rozwiązaniem - według rodziców - było oddanie ich w ręce Ann. W tym domu dziecka koszmary wypędza się muzyką. Każdy wychowanek na czymś gra. Ze swoją muzyką podróżują po świecie. Byli także w Warszawie. Ann wierzy, że muzyka pozwala uspokoić wszystkie niepokojące myśli.
Jest wiosna. Dwa tysiące siedemnasty rok. Ilona Wiśniewska przybyła do Uummannaq, aby zostać miejscową wolontariuszką. Chce napisać książkę o tym miejscu. Ann od razu zaznacza, że historie dzieci nie mogą znaleźć się na kartach książki. Autorka mieszka w domu z dziewiętnastoletnią Siką. Dziewczyna przyjechała tutaj, aby dojrzeć. Ma pogodny uśmiech i hipnotyzujące oczy. Na pytania pani Ilony odpowiada najczęściej po kilku dniach. Sika mówi, że wszystko, w co wierzą Grenlandczycy, pochodzi z natury. Ich główną opiekunką jest Matka Morza, która dostarcza pożywienie. Dziewiętnastolatka za kilka miesięcy wybiera się do Danii, aby studiować architekturę. Na Grenlandii nie ma tego kierunku. Jednak po studiach Sika planuje wrócić do swojego kraju, w odróżnieniu od wielu rówieśników. Jej pokolenie jest przyszłością i dziewczyna liczy na to, że na Grenlandii będzie coraz więcej ludzi wykształconych.
Wybierzmy się teraz na zamarznięte morze. Widzicie tego pana obok dwóch martwych halibutów? To Paaluk. Paaluk szanuje morze i ląd. Poluje. To jego praca. Ale robi to w tak umiejętny sposób, aby odcisąć jak najmiejsze piętno na naturze. Zaczął polować już jako dziecko. Każdego lata wyjeżdżał z rodziną pod namioty. Szukał zwierząt. Pewnego razu spotkał mężczyznę, który pokazał mu, jak trzymać broń i w co celować, aby od razu trafiać w serce. Kiedyś zabił renifera. Niósł go na barkach przez pół dnia. Wiedział, że musi zabrać całe zwierzę. Nic nie mogło się zmarnować. Rodzice nauczyli go szacunku do tego, co zabił. Teraz ma roczne limity, które ustalają w Nuuk, stolicy Grenlandii. Na przykład w dwa tysiące siedemnastym roku można było zabić dziewięćdziesiąt narwali na dwa tysiące żyjących. Paaluk mówi, że coraz trudniej się dzielić.
Odwiedźmy Uunartoqa i Ane w ich niebieskim domu. Trafiliśmy właśnie na porę obiadową. Na stole ląduje mięso z foki i wieloryba, mattak i suszona ryba. Większość potraw jest surowa i posypana aromatem. Od ponad dwudziestu lat Uunartoq pomaga domowi dziecka ucząc chętnych przewidywania pogody, jeżdżenia zaprzęgami i strzelania tak, by nie zniszczyć futra. Małżeństwo jest przykładem tego, że Grenlandczycy śmieją się bardziej niż ktokolwiek z północy.
Ilona Wiśniewska w szczególności przywiązała się do pewnego chłopca w domu dziecka. Gert jest nieśmiały, ale zaciekawiony światem. Bardzo podobają mu się zdjęcia pani Ilony, dlatego autorka pożycza mu swój aparat. Później wspólnie oglądają zrobione przez niego fotografie. Niektóre są nieostre, inne krzywe, a jeszcze inne potrafią poruszyć sercem. Zdjęcia są linią łączącą panią Ilonę i Gerta. Niewiele ze sobą rozmawiają. Jeśli dochodzi już do jakiejkolwiek wymiany zdań, to pani Ilona mówi, a Gert przytakuje. Chłopiec jest także bardzo wygimnastykowany. Potrafi zrobić salto w tył tuż przy brzegu oddzielającym skały od zamarzniętego morza.
Do domu dziecka przyjeżdża Inunnguaq. Znają go wszyscy, choć pojawia się tu pierwszy raz. To dlatego, że jest znanym szefem kuchni. Wcześniej mieszkał w Danii. Zrezygnował ze swojej pracy, kiedy okazało się, że Duńczycy dostawali wyższą pensję niż on, Grenlandczyk. Duńczycy mają lepsze życie, bo z założenia są lepszymi ludźmi. Grenlandczyków traktują jak gorszych i głupszych. W ogóle nie biorą pod uwagę tego, że Grenlandczycy najczęściej są nieśmiali i taktowni, natomiast oni, Duńczycy - głośni oraz przemądrzali. Rodzice Inunnguaqa mówią, że zostali skrzywdzeni przez Danię, ale w dobrej wierze. Jednak mają w sobie pewną namiastkę wstydu, że nie umieli się jej przeciwstawić. Niestety, nigdy nie mieli nic do powiedzenia. Dlatego Inu chce, aby Grenlandia w końcu była niepodległa i uniezależniła się od kraju na wschodzie.
Zajrzyjmy jeszcze do domu siedemdziesięcioparoletniej Helene. W tysiąc dziewięćset pięćdziesiątym pierwszym roku Helene dowiedziała się, że czeka ją długa podróż. Była wówczas małą, inteligentną dziewczynką, a Duńczycy akurat szukali bystrych dzieci. W walizce Helene znalazły się nowe sukienki i stare rzeczy, które do niej należały. Gdy nadszedł dzień wyjazdu, mama odprowadziła Helene do portu, a po kilku chwilach dziewczynka wraz z dwudziestoma jeden innymi dziećmi odpłynęła w ciszy. Po dwóch tygodniach na horyzoncie pojawił się ląd. Była to Dania. Dzieci wciąż nie rozumiały, czemu je tutaj wysłano. Grenlandzcy chłopcy i dziewczynki uczyli się w duńskich szkołach i mieszkali u obcych rodzin. W wieku czterdziestu siedmiu lat Helene dowiedziała się, że była częścią eksperymentu. O jego szczegółach dowiecie się, gdy sięgniecie po pozycję "Lud. Z grenlandzkiej wyspy". Zdradzę Wam tylko, że Helene nigdy nie wybaczyła Duńczykom.
Ilona Wiśniewska (autorka pozycji "Białe" oraz "Hen") napisała wnikliwy reportaż. Jak już wspomniałam na samym początku, wybrała się na trzymiesięczną podróż na grenlandzką wyspę. Słuchała tam opowieści towarzyszących łowieniu ryb, sprzątaniu kuchni, oglądaniu sędziwych zdjęć bądź jedzeniu posiłków. Dowiadywała się o przeszłości Grenlandii oraz poszczególnych osób. Później, po powrocie do domu, opisała to w doskonały sposób. Przedstawiła czytelnikom problemy tego kraju (od braku niepodległości aż po wykorzystywanie i molestowanie) oraz jego piękne widoki. Tekst, wypełniony porównaniami oraz metaforami, zdecydowanie trafił w mój gust.
No dobrze, mamy początek stycznia, a ja już teraz wiem, że to jedna z najlepszych książek, jakie przeczytałam w tym roku.
Tytuł - Lud. Z grenlandzkiej wyspy
Tekst i fotografie - Ilona Wiśniewska
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec, 2018
Tekst i fotografie - Ilona Wiśniewska
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec, 2018
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz