Sztuka. Kiedy słyszymy to słowo, raczej nie myślimy o obieraniu ziemniaków, leżeniu na ławce, czy też wymalowywaniu liczb. Sztuka kojarzy nam się z obrazami wiszącymi na ścianach galerii oraz z rzeźbami. Lecz wcale tak być nie musi! Ja - od chwili przeczytania książki "Wszystko widzę jako sztukę", a Wy - od momentu przeczytania choćby tej recenzji, sztukę będziecie kojarzyć właśnie ze wspomnianym obieraniem ziemniaków, leżeniem na ławeczce, wymalowywaniem liczb i przynajmniej pięćdziesięcioma innymi fikuśnościami.
A wszystko rozpoczyna się od niebieskiej taśmy Edwarda Krasińskiego. Bardzo możliwe, że o nim słyszeliście, gdyż był on jednym z pierwszych, jeśli nie pierwszym!, artystów konceptualistów. Dla artystów konceptualistów liczy się (jak sama nazwa wskazuje) koncept, czyli pomysł. Ale wróćmy do niebieskiej taśmy. Otóż podczas pewnego przyjęcia zorganizowanego w domu Krasińskiego, gospodarz wpada na arcyciekawy pomysł! Obkleja swoim błękitnym paskiem wszystko, co znajduje się na wysokości 130 centymetrów. Według teorii pani Anny Ptaszkowskiej, żony artysty, właśnie na takiej wysokości znajdowało się serce pana Edwarda. Pan Zbigniew Libera ma na ten temat swoje zdanie. Tak, czy inaczej, Krasiński na wysokości 130 centymetrów obkleja wszystko, włącznie z przybyłymi gośćmi, swoją trzyletnia córką Pauliną oraz drzewami w lesie!
Przejdźmy teraz do kolejnego pomysłowego artysty, Romana Opałki. To ten pan od wymalowywania liczb. Roman Opałka to kolejny człowiek, który udowodnił, że nuda potrafi być naprawdę inspirująca! Gdy siedział sobie w kawiarni w Bristolu i czekał na swoją narzeczoną, z nudów zaczął wypisywać na serwetce rzędy kolejnych liczb, zaczynając od jedynki. I właśnie wtedy go olśniło! A gdyby tak przez całe swoje życie wypisywać kolejne liczby na płótnach? Znakomicie! To dopiero będzie arcydzieło! No i się zaczęło. Pierwszym obrazem Romana Opałki były wymalowane białą farbą liczby od 1 do 35 327 na czarnym tle. Na następnym obrazie tło rozjaśniło się o jeden procent, później też o jeden procent, potem też o jeden procent i tak aż do bieli. A liczby zwiększały się, zwiększały się i zwiększały się wraz z kolejnymi obrazami. Opałka ma również bardzo ciekawą historię związaną ze swoimi autoportretami, ale tej ciekawostki przed Wami nie odkryję!
No to teraz przeskoczmy Ryszarda Winiarskiego i jego czarne oraz białe kwadraty i znajdźmy się w świecie Cezarego Bodzianowskiego. Ten pan był performerem, czyli sam z siebie robił dzieło sztuki. To właśnie on leżał na ławeczce. Mało tego, trzymał gwiazdę w ręce! Jednym z jego dzieł jest również przebywanie na plaży, ubranie się w biały biustonosz i białe majtki, szukanie swojego sobowtóra i zrobienie sobie z nim zdjęcia. Wspomnę jeszcze, że pana Cezarego można było rozpoznać po charakterystycznym berecie z antenką.
Osobiście uważam, że Bodzianowski jest najciekawszym artystą opisywanym w tej książce, co oczywiście nie oznacza, że inni nie są interesujący. Osoby, które chcą, abym napisała o jeszcze jednym dziele tego pana, niech podniosą rękę do góry. Widzę las rąk (oczami wyobraźni, rzecz jasna)! No dobra, namówiliście mnie. Opiszę "Grzybobranie". Wyobraźcie sobie, że jedziecie szosą. Spoglądacie na pobocze i widzicie pana w czerwonym płaszczu przeciwdeszczowym oraz w swoim berecie. Owy pan rozstawił wokół siebie słoiki, koszyki i wiaderko. Zaciekawieni, zatrzymujecie się na poboczu, zerkacie na rzeczy siedzącego pana i dociera do Was, że słoiki, koszyki i wiaderko są... puste! A Cezary Bodzianowski, jak gdyby nigdy nic, ze spokojem rozgląda się wokół siebie. Udało mu się nas nieźle zmylić!
Julita Wójcik, ależ ona miała szalone pomysły! Tak, słynna "Tęcza" z placu Zbawiciela to jej sprawka. Przenieśmy się teraz siedem lat wstecz, do warszawskiej Zachęty. Wchodzimy do galerii, a naszym oczom ukazuje się Julita Wójcik siedząca na kuchennym stołku, ubrana w fartuch i obierająca ziemniaki. Robiła to przez trzy godziny, z lekką pomocą publiczności. To było naprawdę nieszablonowe wydarzenie! A, i jeszcze jedno. Tytuł książki zawdzięczamy właśnie tej pani.
Nie chcę Wam zdradzać zbyt wiele o artystach i ich dziełach, dlatego przedstawię ostatniego z nich, a tak właściwie, to ostatnią z nich. Jest nią Katarzyna Przezwańska. Osoby, które odwiedziły Muzeum Narodowe w Warszawie, zapewne ją kojarzą. Ta pani jest autorką "Basenu". Wiem, zabrzmiało to bardzo dziwnie, więc wszystko wyjaśnię. Przezwańska namalowała wodę wokół starej fontanny używając żywicy koloru laguny, egzotycznej wody. Trzeba przyznać, że wyszło jej to nieziemsko! Mnie także wpuściła w maliny. Widząc "Basen" byłam przekonana, że to prawdziwa woda!
Skoro wymieniłam już pięcioro artystów, czas na pozostałą piątkę. Albo może jednak przedstawię całą dziesiątkę: Edward Krasiński, Roman Opałka, Ryszard Winiarski, Cezary Bodzianowski, Maurycy Gomulicki, Julita Wójcik, Aneta Grzeszykowska, Monika Drożyńska, Jan Dziaczkowski oraz Katarzyna Przezwańska.
Wspomnę jeszcze, że każdemu z rozdziałów towarzyszą wypowiedzi samych artystów. Ja mam dwie ulubione, które pozwolę sobie napisać. Pierwszą z nich są słowa Romana Opałki: "Maluję uciekający czas. Sztuka jest moim spacerem w czasie - a czas przyjacielem (...)". A drugi cytat, tym razem autorstwa Katarzyny Przezwańskiej, brzmi tak: "Chcę, by moje prace przyniosły widzowi estetyczną przyjemność". Sami przyznajcie, to naprawdę trafne słowa.
A teraz czas na autorkę tekstu. Ewa Solarz znów zasługuje na przeogromny puchar, co chyba nie jest niespodzianką. Udowodniła, że sztuka współczesna potrafi być naprawdę intrygująca i zaciekawić każdego, a w szczególności dzieci! A że dzieci najszybciej zapamiętują przeróżne rzeczy poprzez zabawę, pani Ewa wymyśliła wystawę noszącą tytuł, który możemy przeczytać na okładce dzisiejszej pozycji - "Wszystko widzę jako sztukę".
Wystawę możemy oglądać do 3 czerwca 2018 roku w Narodowej Galerii Sztuki - wspomnianej Zachęcie. Dotyczy ona opisanych w książce artystów, z wyjątkiem Cezarego Bodzianowskiego (niestety, ten pan nie wyraził na to zgody). Znajdziemy tam zarówno (nie)poważne dzieła sztuki, jak i ziemniakowate poduszki, czy też niebieską taśmę. Niezłe połączenie, prawda?!
Za identyfikację wizualną wystawy oraz ilustracje w książce odpowiedzialny jest Robert Czajka. Ten pan również znakomicie spisał się ze swojego zadania! Ilustracje są bardzo estetyczne, składające się praktycznie tylko z figur geometrycznych w ograniczonej palecie barw. Królują tutaj kolory: żółty, niebieski i różowy. Sam pan Robert powiedział, że troszkę nas tutaj pokłamał, ponieważ narysował, na przykład, szare koło z trzema kropkami, a my już myślimy, że to ziemniak! To bardzo dobre i potrzebne okłamywanie.
Zdradzę Wam jeszcze, że w ubiegłą niedzielę uczestniczyłam w oprowadzeniu kuratorskim oraz warsztatach i udało mi się wymienić kilka(set) słów z panią Ewą i panem Robertem. To bardzo sympatyczni autorzy. Pani Ewa jest bardzo otwartą osobą, z którą można by rozmawiać, rozmawiać i rozmawiać bez końca, natomiast pan Robert jest tajemniczy i zagadkowy. Już na pierwszy rzut oka widać, że oboje są prawdziwymi artystami!
A Wy sięgnijcie po tę znakomitą pozycję i odwiedźcie warszawską Zachętę. Przypomnę, macie czas do trzeciego dnia czerwca!
Tytuł - Wszystko widzę jako sztukę
Tekst - Ewa Solarz
Ilustracje - Robert Czajka
Wydawnictwo WYtwórnia, Warszawa 2018
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz