Co jest Waszym największym marzeniem? Takim, że gdy o nim myślicie, aż tupiecie nóżkami z przypływu emocji. Wydanie książki? Wizyta w Nowym Jorku? Pierwszy udany, samodzielnie zrobiony sernik? Wymarzone studia? Najprawdopodobniej zaskoczę Was tą odpowiedzią, ale badania wskazują, że najskrytszym marzeniem większości osób jest biegłe władanie drugim językiem. Naprawdę wielu z nas chce, aby półgodzinne rozmyślanie o angielskim odpowiedniku słowa rabarbar nigdy się nie powtórzyło. Pragniemy, żeby kontakt z naszymi znajomymi zza granicy przebiegał bez jakichkolwiek słownych barier. Jednak czym rzeczywiście jest językowa biegłość i kiedy możemy mówić o wkroczeniu na ten poziom?
W swoim niedługim życiu wielokrotnie słyszałam, że dzieci, w domu których mówi się dwoma językami, to osoby ze szczęściem w kieszeni. I faktycznie, jeśli już od pierwszych dni swojego życia słyszymy i uczymy się dwóch języków, mamy nieco ułatwioną przyszłość. Powszechnie wiadomo, że dzieci łatwiej przyswajają kolejne porcje słówek, pojedyncze zasady gramatyki lub pisowni. Jednak czy to nie jest przypadkiem mit? Odwołajmy się do obserwacji, badania zostawię Wam do samodzielnego odkrycia. Kiedy podejrzymy przedszkolne zajęcia języka angielskiego, na twarzach dzieci ujrzymy same uśmiechy. Nauka jest dla nich przyjemna. Wierszyki, piosenki i wspomagające pamięć choreografie taneczne sprawiają im ogromną frajdę. Wiecie dlaczego? Ponieważ nie myślą o swoich błędach, a co za tym idzie - nie wstydzą się ich. Skupiają się na tym, co już potrafią. Gdyby dorośli wzięli z nich przykład w tej kwestii, oszczędziliby sobie mnóstwo stresu i nerwów.
Aktualnie szkoły językowe cieszą się niezłą popularnością. Listy oczekujących na wolne miejsca rosną. Ale jak pewnie się domyślacie, sytuacja z językowymi zajęciami nie zawsze wyglądała tak kolorowo. Na początku ubiegłego wieku takie szkoły świeciły pustkami. Zresztą i tak było ich nie za wiele. Społeczeństwo twierdziło, że drugi język źle wpływa na rozwój dziecka. Zdaniem ówczesnych językoznawców znajomość drugiego języka szkodziła, była niczym niepożądany zwój mózgu. Z ich przedwojennych notatek możemy dowiedzieć się, że dwujęzyczność prowadzi między innymi do uszczerbku na inteligencji. W końcu to sprzeczne z naturą - jako małe brzdące uczymy się najczęściej tylko jednego języka, więc po co utrudniać zadanie naszemu mózgowi? Na całe szczęście z biegiem czasu specjaliści od mowy oznajmili, że te twierdzenia to kompletne bzdury.
Pisząc o mowie należy zaznaczyć, że nauka nowego języka idzie w parze z poznawaniem kultury kraju, z którego dany język się wywodzi. Każde państwo posiada swoje własne poczucie humoru, gry słowne, riposty oraz teksty znane wszystkim obywatelom. Osoba ucząca się języka polskiego na początku swojej przygody nie będzie widziała różnicy pomiędzy „nostalgią” a „tęsknotą”, jednak z czasem nabierze wprawy w dokładnym definiowaniu i nazywaniu naszych uczuć. Bardzo dużo osób posługujących się językiem angielskim na wysokim poziomie, przejęło także brytyjskie żarty. Czy to oznacza, że ludzie dwujęzyczni mają dwie osobowości i dwa poczucia humoru zależne od używanego języka? Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. W jednej kwestii psycholodzy są zgodni - osobowość jest jedna. Natomiast mogą ukazywać się jej dwa oblicza.
Przenieście się na moment do swojego dzieciństwa. Powspominajcie przedszkolne przyjaźnie, posiłki w śniadaniówce robione przez mamę w lekkim pośpiechu, pasowanie na pierwszaka, podwórkowe szaleństwo z koleżankami i kolegami, obrzydliwe flaczki na obiad oraz pyszne babcine kompoty. W jakim języku myśleliście o tych momentach? Badania wskazują, że wydarzeniom z dzieciństwa najczęściej przypisujemy swój pierwszy język. To dlatego, że dane wyrazy, twarze i gesty kojarzą się nam z (w tym przypadku) językiem polskim. Mama krzyczała przez okno "Chodź na obiad!", a nie "Come for the dinner!". Myśląc o wspomnieniach z okresu, kiedy już zaczęliśmy wkraczać w kulturę innego kraju, do głowy mogą nam przychodzić wyrazy w obydwóch językach. Bardzo podobało mi się zdanie jednej z badaczek. Powiedziała ona, że język pierwszy to rower, drugi to samochód, a trzeci - autobus. Gdy usłyszymy słowo "jazda", pomyślimy o wszystkich trzech środkach lokomocji.
Dzisiaj pojawia się bardzo dużo pytań, prawda? W takim razie zadam Wam kolejne. Czy wiecie, kim dokładnie jest native speaker? Zazwyczaj sądzimy, że to osoba o ogromnej swobodzie w wyrażaniu swoich myśli, idealnej gramatyce i perfekcyjnej biegłości w danym języku. Wspomogę się tutaj definicją: "native speaker to osoba władająca danym językiem od wczesnego dzieciństwa, nie wskutek nauczenia się go jako dziecko czy osoba dorosła". Wszyscy jesteśmy native speakerami danego języka. Nie ma kategorii, które ujawniałyby nasz poziom językowy. Native speakerem jest zarówno Jerzy Bralczyk jak i człowiek, który z nauką był na bakier. Dlatego chcąc podszkolić swój kolejny język należy dokładnie przeanalizować możliwe opcje, aby nie dać wpuścić się w maliny.
Na pewno pojawiła się w Waszym życiu sytuacja, podczas której nie chcieliście wypowiedzieć danego słowa. Wydawało się Wam, że jest ono nieodpowiednie, nie na miejscu. Szukaliście zamiennika. Jakiś czas temu przeprowadzono eksperyment na osobach dwujęzycznych. Miał on na celu wskazanie, którego języka używają badani podczas rozmów na tematy wstydliwe i krępujące. Koniec końców wygrał język drugi, i to z wielką przewagą. Okazuje się, że język ojczysty często kojarzy się nam z rodziną, jej opiniami i normami społeczeństwa. Każde zdanie wydaje się być dosadne. Natomiast język drugi, nabyty, pozbywa nas zahamowań. Posługując się nim, potrafimy się bardziej otworzyć przed rozmówcą. Za przykład może posłużyć wyznanie miłości. "Kocham cię" brzmi znacznie konkretniej niż "I love you", które może być zakończeniem każdej wiadomości do przyjaciół.
Jak już wspomniałam, nauka nowego języka to pewnego rodzaju przygoda. To nie tylko suche reguły i zasady gramatyki. Mamy możliwość zawarcia nowych znajomości oraz zanurzenia się w obcej dla nas kulturze. Jagoda Ratajczak, autorka książki "Języczni. Co język robi naszej głowie" bardzo trafnie porównuje mowę do słoika z marmoladą. Możemy cały czas jeść dokładnie ten sam smakołyk i mówić, że to najwspanialsze, co nas spotkało. Jednak czasami warto sięgnąć po inny rodzaj marmolady. Jest szansa na to, że nasze ryzyko się opłaci i kubki smakowe będą jeszcze bardziej zadowolone. A jeśli się nie uda, przynajmniej będziemy mieć poszerzone horyzonty i większą wiedzę w tym temacie.
Czy idealne władanie danym językiem jest realne? Jak wiek wpływa na naszą językową wydajność? Ile lat nauki wystarczy, aby nazwać siebie biegłą bestią? Dlaczego tak właściwie uczymy się języka? Czy jedną z motywacji do jego nauki może być nienawiść? Jagoda Ratajczak, filolożka i tłumaczka, uważnie przyjrzała się tym tematom i je opisała. W jej książce "Języczni. Co język robi naszej głowie" znajdziemy również całkiem sporo cudownych porównań oraz metafor, które często są tematem przewodnim tajemniczych ilustracji Oli Niepsuj.
No dobra, a co język robi Waszej głowie?
Tytuł - Języczni. Co język robi naszej głowie
Tekst - Jagoda Ratajczak
Ilustracje - Ola Niepsuj
Wydawnictwo Karakter, Kraków, 2020