sobota, 25 sierpnia 2018

Alfabet polski - czyli polskie paremie dla ciekawskich


Jestem przekonana, że każdy z nas zna alfabet. A jak Althamer, B jak Boznańska, C jak czekolada. Kim był Althamer? Jakim szczegółom przypatrywała się Boznańska? Gdzie i kiedy czekolada Wedel stała się popularna? Być może część z Was zna już odpowiedzi na te pytanie, ale bardzo możliwe, że wśród nas znajdują się i tacy, którzy tych odpowiedzi nie znają. Dlatego już spieszę z odpowiedziami!

A jak Althamer. Pewien rzeźbiarz, Paweł Althamer, nie tylko dłubał dłutami w glinie. Wymyślał również nieszablonowe wydarzenia, które przyciągały uwagę wielu osób. Przykład? Bardzo proszę. Na początku 2000 roku, aby uczcić nowe tysiąclecie, Althamer poprosił mieszkańców pewnego warszawskiego bloku, aby o ustalonej godzinie niektórzy zgasili, a niektórzy zapalili światło w swoich pokojach. W ten sposób blok stworzył „wyświetlacz” z cyframi 2000. Wyszło to naprawdę nieźle.


B jak Boznańska. To jedna z najsłynniejszych (jeśli nie najsłynniejsza) z polskich malarek. Pani Olga tworzyła obrazy, przede wszystkim portrety, realistycznymi machnięciami pędzli. Zwracała uwagę na każdy drobny szczegół. Tymi szczegółami były na przykład piegi na policzkach, koronki na rękawach sukni czy też nawet długość paznokci modela czy modelki. Zdradzę Wam, że w moim pokoju wisi plakat, na którym widnieje „Dziewczynka z chryzantemami”. Codziennie mogę patrzeć na kreskę mistrzyni.


C jak czekolada. Moją ulubioną jest gorzka z żurawiną. Mniam! Czy Wy też uwielbiacie czekoladę? Karol Wedel był jej ogromnym wielbicielem. W dziewiętnastym wieku postanowił założyć cukiernię przy ulicy Miodowej w Warszawie, aby móc podzielić się smakiem czekolady z innymi mieszkańcami Warszawy. Zapach kakaowej słodyczy rozniósł się z zadziwiającą prędkością! Cukiernia cieszyła się ogromną popularnością, a marka Wedel produkuje czekoladę do dziś.


Teraz przeskoczmy trzy litery i wylądujmy w świecie G. G jak gronostaj. Pamiętacie słynny obraz pewnej damy autorstwa Leonarda da Vinci? Myślicie teraz o „Damie z łasiczką”? Ha, i tu Was zaskoczę! Nie jest to „Dama z łasiczką”, a „Dama z gronostajem”. Historycy sztuki odkryli, że sportretowana kobieta nie trzyma w rękach łasiczki. Namalowane zwierzę to gronostaj.


H, I, J... K! K jak krasnale wrocławskie. Niektórzy twierdzą, że krasnale towarzyszyły Wrocławiowi od zawsze, inni mówią, że przybyły do niego dopiero w latach osiemdziesiątych. Wszyscy są zgodni z jednym - odnajdywanie krasnali jest wielką frajdą. Jest ich już ponad 250, a grono naszych śmieszków w czapeczkach cały czas rośnie.


Zajmijmy się teraz literką N. N jak Noc Świętojańska. Czy wśród nas znajduje się ktoś, kto nie lubi obserwować piękna lasu? Dawno temu, w Noc Świętojańską, na brzegach rzek zbierały się tłumy. Później wszyscy razem wyruszali właśnie do lasu. Tam zbierano zioła, śmiano się i tańczono, najodważniejsi szukali legendarnego kwiatu paproci, ponieważ wierzono, że jeśli się go odnajdzie, zapewni on bogactwo. Kobiety puszczały na rzekach wianki. Trwała huczna zabawa do białego rana!


Niezłą zabawą będzie także odczytywanie i dowiadywania się historii o Polsce. O Polsce od A do Z. Zaczynamy od Althamera, a kończymy na Złotej Żabie. „Alfabet polski” jest przewodnikiem po naszym kraju w pięćdziesięciu czterech hasłach. Dla małych i dużych! Odpowiadają za niego trzy panie. Interesujący tekst to sprawka Anny Skowrońskiej, a barwne i zabawne ilustracje wykonały Agata Dudek i Małgorzata Nowak, które tworzą Acapulco Studio. Trzeba przyznać, że wyszło im to naprawdę ciekawie.

To pozycja, która łączy pokolenia. Czytajmy więc ją wspólnie!

Tytuł - Alfabet polski
Tekst - Anna Skowrońska
Ilustracje - Agata Dudek, Małgorzata Nowak / Acapulco Studio
Wydawnictwo Muchomor, Warszawa, 2015

sobota, 18 sierpnia 2018

Król - czyli zrządzenie losu


Chłopiec imieniem Patryk miał się bardzo dobrze. Spokojnie leżał na trawie swojego ogródka wpatrując się w życie malutkich robaczków, podczas gdy rodzice wraz ze znajomymi urządzali grilla. Po tym, jak wszyscy ze smakiem zjedli kiełbaski popijając je zimnym napojem, Patryk razem z rodzicami wrócił do swojego dużego, przytulnego domu. Wszystko świetnie się układało. Ale jak wiadomo, los to figlarz. Życie nie jest usłane landrynkami. Zdarzają się także góry. Niekiedy nawet i te zupełnie pionowe.

Nagle firma taty Patryka bankrutuje. To przez okropny przekręt jednego z pracowników. Cała rodzina zostaje przeniesiona do obskurnego budynku. Ktoś napisał na nim napis "Brooklyn". Od tamtej pory dzielnica zamieszkiwana przez osoby, którym się nie powiodło w życiu nazywana jest Brooklynem. W Brooklynie nie istnieje coś takiego, jak kultura osobista, dobre wychowanie. Tutaj każdy kolejny dzień jest walką o to, aby zarobić parę groszy. Wielu osobom idzie to z wielkim oporem. Wśród nich znajduje się tata Patryka. Swoje smutki topi w kieliszkach. A raczej całych butelkach. Codziennie idzie do pobliskiego sklepu na zakupy. Codziennie kupuje jeden produkt. Codziennie się przewraca. I... codziennie bardzo boleśnie bije swoją żonę i swojego syna.

Wkrótce tata trafia do szpitala. Tam tkwi przywiązany do łóżka pasami. Patryk nie chce go odwiedzać. Stara się o nim zapomnieć, choć na krótki czas, ale nie może. O tacie wciąż przypominają mu blizny na ciele. Chłopiec nałogowo pochłania książki. To na chwilę odrywa go od szpitala, w którym przebywa myślami. Ale wystarczy, że Patryk spojrzy na swoje nogi. Znów "wita tatę". Teraz nie myśli już o tacie. Myśli o swoim ojcu. O złym ojcu.


Patryk śmiało przyznaje, że odkąd ojca nie ma w domu, czuje się o wiele bezpieczniej. Brakuje mu teraz tylko mamy, która od wczesnego ranka do późnego wieczora ciężko pracuje uganiającymi się po korytarzach z mopem.

Pewnego dnia Patryk ubiera długie spodnie. Długie, aby nikt nie mógł spostrzec śladów na jego nogach, które pozostawił po sobie ojciec. Wychodzi do parku. Spotyka tam mężczyznę w papierowej czapeczce, najprawdopodobniej wykonanej z najnowszego numeru gazety sprzedawanej z kioskach. Z biegiem czasu okazuje się, że to człowiek imieniem Celestyn. Celestyn mówi, że jego portfele odmawiają już zamykania, takie są pełne oraz że mieszka z hotelu dla VIP-ów. Ponoć wychodzi stamtąd rano i przychodzi wieczorem. Okazuje się także, że mężczyzna jest zaciekawiony Patrykiem. Patryk także chce poznać Celestyna bliżej. Dlatego też obydwoje postanawiają, że spotkają się następnego dnia w tym samym miejscu - przy ławeczce w parku.

Spotkania Patryka i Celestyna przeistaczają się w codzienne rozmowy o życiu. Nieznajomy staje się autorytetem chłopca, jego mentorem. Celestyn nalega, aby Patryk wykonywał ćwiczenia fizyczne. Zabiera go na obiady, na które zawsze ma "zaproszenia". Uczy pływać i robić latawce. Wygłasza także bardzo potrzebne w dorosłym życiu mądre słowa. Patrząc na naszą parkę śmiało można stwierdzić, że wyglądają jak syn z tatą. Tak, Celestyn mógłby zostać moim tatą - myśli nasz bohater.


Kim tak naprawdę był Celestyn? Dlaczego postanowił spędzać tyle czasu z Patrykiem? Czy ojciec znowu zawita w Brooklynie i wszystko wróci do codzienności, w której nasi bohaterowi żyli przed bankructwem firmy? A co z mamą? I kto jest tytułowym królem? Jeśli chcecie poznać odpowiedzi na te pytania, nie szukajcie ich u mnie. Po prostu weźcie do ręki książkę „Król” i zanurzcie nos w znakomitym piórze Katarzyny Ryrych.

Dzisiejsza pozycja to lektura o przemocy w domu, o przyjaźni, o tym, że nie szata zdobi człowieka, o tym, że nie wszystko jest takie, jakie może wydawać się od pierwszego spojrzenia. Historia rodziny Patryka jest tego idealnym przykładem.

Koniecznie pędźcie po „Króla”. Uwaga! Ostrzegam wszystkich, że podczas czytania mogą pojawić się wzruszenia.

Tytuł - Król
Tekst - Katarzyna Ryrych
Wydawnictwo Literatura, Poznań, 2015

sobota, 11 sierpnia 2018

Pupy, ogonki i kuperki - czyli tyłeczki w trzydziestu odsłonach


Pupa. Każdy z nas ma tylną część ciała. Każdy. Zwierzęta także mają tytułowe pupy, ogonki i kuperki. I to takie, o których nawet nam się nie śniło! Czy słyszeliście o helikopterze w zadku, tłustej pupie króla czy też zakręconym tyłeczku? Możliwe. Ale zapewne nie znacie 'tajników' tych interesujących haseł. No cóż, postaram się Wam je trochę przybliżyć. To hop do książki "Pupy, ogony i kuperki"!

Zacznijmy od wspomnianego helikoptera w zadku. To własność największego i najniebezpieczniejszego zwierzęcia w Afryce. Wiecie już, o kogo chodzi? Podpowiem Wam. To... hipopotam! Tajemnica helikoptera polega na tym, że nasz kolos wywija swoim grubiutkim ogonkiem jak najszybciej tylko może. A chcecie wiedzieć, dlaczego tak robi? Właśnie zamykam oczy i wyobrażam sobie, że wszyscy z Was podnoszą teraz ręce. Namówiliście mnie! Hipopotam robi tak podczas załatwiania swoich potrzeb fizjologicznych. W ten sposób rozrzuca swoje odchody i mocz na wszystkie strony. Wiem, obrzydliwości!


Tłusta pupa króla należy do niedźwiedzia polarnego. Ubraniami naszego niedźwiedzia są właśnie tłuszcz i futro. Zimą pod jego skórą chowa się nawet dziesięciocentymetrowa warstwa tłuszczu. Niekiedy niedźwiedź musi się kłaść na lodzie dla ochłody. Przypominam, że jest środek najzimniejszej z pór roku. Chłodząc się na lodzie nasz polarek (zawsze mam słabość do takich zdrobnień, musicie mi to wybaczyć) kręci swoim pokaźnym tyłkiem. Ma się czym pochwalić, w końcu to największa pupa świata.


Wikłacze. Te ptaki nie mają się czym chwalić, jeśli chodzi o pupy. Zwyczajna czarna dziurka wśród piór. Ale to właśnie te pióra są ciekawe! Samce mają je długaśne na pół metra i lśniąco czarne! Nic dziwnego, że lata za nimi tyle adoratorek. Czegoż to mężczyźni nie zrobią, żeby zaimponować kobietom... No dobrze, wróćmy do naszych wikłaczy. Ogony te są dłuższe niż całe ciało wikłacza. Wydawałoby się, że z takimi półmetrowymi piórami dużo trudniej się żyje. Przeprowadzono pewien niezwykle interesujący eksperyment. Odcięto niektórym wikłaczom ich ogony i przyklejono je innym ptakom, oczywiście robili to specjaliści. Okazało się, że samce, którym te ogony przyklejono cieszyły się o wiele większym zainteresowaniem, zaś wikłacze bez ogonów straciły je prawie w zupełności.


Przekartkujmy teraz książkę na stronę siedemdziesiątą dziewiątą. Tam czekają na nas koniki morskie. Jest ich ponad pięćdziesiąt gatunków! Czterdzieści dziewięć ma zakręcone tyłeczki, a tak właściwie to zakręcone ogonki. Koniki używają ich do podtrzymywania się roślinności morskiej, kiedy czatują na smakołyki. Są im także potrzebne do trzymania się nimi z partnerką czy partnerem. Istnieje tylko jeden gatunek, w którym koniki nie mają tak sprawnych ogonków. Trudno je nawet spostrzec, wyglądają dokładnie tak, jak rośliny! Sprytne bestie.


Znikający ogon. Brzmi tajemniczo. Nie, to nie tytuł najnowszej powieści fantastycznej. Już tłumaczę. Małe żabki nazywamy kijankami. Wyglądają one jak malutkie rybki. Z czasem kijankom rosną nogi. A kiedy nogi i tułów wyglądają już dokładnie tak, jak u dorosłej żaby, ogon w szybciutkim tempie znika. Tak po prostu.


Talerz. Kiedy usłyszę to słowo, od razu na myśl przychodzi mi jakieś smakowite danie. A okazuje się, że talerze są bardzo potrzebne sarnom. Otóż kiedy sarny czegoś się wystraszą (a musicie wiedzieć, że boją się one praktycznie wszystkiego), podnoszą ogon do góry. Tuż pod ogonem znajduje się biały talerz. Zerknijcie teraz na ilustrację znajdującą się poniżej. Dokładnie tak wygląda sarna, która właśnie się czegoś przestraszyła. Jeśli wyczuje jakiegoś drapieżnika, podnosi ogon i to jest znak dla drapieżcy, że zdobycz go wyczuła i za chwilkę umknie mu z prędkością światła, no może ciut wolniej.


Opisałam - i to streszczając - tylko sześć z trzydziestu zwierząt, więc nie myślcie sobie, że odebrałam Wam radość z czytania książki. Nie, nie, nie! Czytając naszą pozycję poznacie tajemnice świecących pup świetlików, najsłynniejszego ogona świata (tego z pawimi oczkami) czy też nurkujących kaczych kuperków. Zapewniam Was, jest co podziwiać! Teraz możemy poznać zwierzęta (jak to napisał autor) od pupy strony. To dzięki Mikołajowi Golachowskiemu. Być może znacie go z jego książki "Czochrałem antarktycznego słonia". Pan Mikołaj razem z Mroux - a tak właściwie to razem z Marią Bulikowską odpowiedzialną za ilustracje - stworzyli nasze "Pupy, ogonki i kuperki". To książka, po którą nie można nie sięgnąć.

Ale uwaga, uwaga! To nie koniec naszej przygody ze zwierzętami! Za niedługo wybierzemy się także do świata gęb oraz amorów.

Tytuł - Pupy, ogonki i kuperki
Tekst - Mikołaj Golachowski
Ilustracje - Mroux (Maria Bulikowska)
Wydawnictwo Babaryba, Warszawa, 2017

sobota, 4 sierpnia 2018

Wojna z dziadkiem - czyli zapasy w śmiechu


Jak wszystkim wiadomo, dziadkowie potrafią być naprawdę kochani. Dziadek Jack także jest niezmiernie kochany. Jego wnuk - Peter - uwielbia spędzać z nim czas. Nic dziwnego, że chłopiec bardzo ucieszył się na wiadomość, że dziadek zamieszka w jego domu. Ale już po chwili radość Petera minęła. A to dlatego, że chłopiec musiał oddać dziadkowi swoje miejsce. Pokój, który naprawdę lubił. Znał jego każdy kąt, każdą skrytkę. A teraz nagle będzie musiał przenieść się na poddasze?!

Po ogłoszeniu tej wieści przez Jenny (siostrę naszego bohatera), Peter nie mógł uwierzyć, że rodzice podjęli taką decyzję. Przecież to było okrutne! Koszmar! Ta myśl nie dawała chłopcu spokoju. Po kilku chwilach zszedł na dół do kuchni, aby porozmawiać o tym z rodzicami. Jednak rodzice nie dali za wygraną. Tłumaczyli swojemu synowi, że noga dziadka nie jest w dobrym stanie, więc dziadek nie może mieszkać na poddaszu. Ale nawet to nie przekonało Petera. Wśród tak wielu pokoi, akurat on musiał oddać swój!

Kiedy dziadek przyjechał do domu naszego bohatera, wszyscy zauważyli, jak bardzo się zmienił od śmierci babci. Jak się pewnie domyślacie, nie na dobre. Choć jego usta potrafiły się niekiedy uśmiechnąć, oczy dalej pozostawały smutne. To zaniepokoiło domowników. Tata wciąż powtarzał, że wkrótce się to zmieni, przecież teraz dziadek jest zmęczony podróżą.


Nadszedł wieczór. Peter musiał już kłaść się do łóżka. W swoim nowym pokoju. Nie cierpiał go. Tutaj każdy szelest liści był inny, każde skrzypnięcie podłogi wydawało się tajemnicze. Chłopiec wiedział, że poddasze nie może być jego miejscem, o nie! Musi odzyskać swój ukochany, na pierwszym piętrze.

Nazajutrz, podczas gry z kolegami w planszówkę, Peter opowiedział im o odebraniu swojego pokoju i o sytuacji z dziadkiem. Koledzy stwierdzili, że Peter powinien... wywołać wojnę! Wojnę z dziadkiem. Z początku chłopiec bardzo się zdziwił. Czy mógłbym zrobić coś takiego swojemu dziadkowi? - zastanawiał się. Ale później do głowy przyszła mu myśl, że przecież musi odzyskać to, co jego. Postanowił zrobić to, co radzili mu koledzy.

Pierwszym krokiem było zawiadomienie dziadka o wojnie. Peter zakradł się potajemnie do biura taty, aby napisać na maszynie wiadomość. Udało się. Nikt go nie zauważył. Zadaniem numer dwa było ukrycie zapisanej karteczki. Należało to zrobić tak, aby dziadek ją zauważył, ale żeby mama nie spostrzegła jej podczas sprzątania. Peter położył ją tuż obok zdjęcia babci oprawionego w złotą ramkę. Dziadek musiał ją przeczytać, oczy ma przecież w pełni sprawne. Tylko dlaczego następnego dnia nic, a nic, o niej nie mówi? Tego Wam już nie zdradzę. Nie muszę Wam także tłumaczyć, co należy zrobić, aby poznać ciąg dalszy, prawda?


"Wojna z dziadkiem" opowiada o przyjaźni dziadka z wnukiem. Przyjaźni osoby starszej z osobą młodszą. O konfliktach, które pojawiają się w takich relacjach. O tym, że niekiedy nie warto słuchać kolegów. A także o posiadaniu swojego zdania. Książka ta jest także pisana z dużym poczuciem humoru, więc w niektórych momentach (może troszkę nieprzyjemnych dla naszych bohaterów) trudno powstrzymać swoją buzię od uśmiechu. A to wszystko jest zasługą Roberta Kimmel-Smitha. Trzeba przyznać, że ten pan całkiem nieźle się spisał! I co ciekawe, tekst tej lektury powstał w... 1984 roku! Ale nie bójcie się, to całkiem aktualna pozycja.

Wspomniana przed chwilką treść została oprawiona w ciekawą okładkę. Wyrysowała ją Joanna Kłos. Idealnie oddaje ona klimat lektury. Bardzo możliwe, że kiedy ją zobaczycie, przykuje ona Waszą uwagę. A więc pędźcie po "Wojnę z dziadkiem"!

Tytuł - Wojna z dziadkiem
Tekst - Robert Kimmel-Smith
Przekład - Jan Wąsiński
Okładka - Joanna Kłos
Wydawnictwo Dwukropek, Warszawa, 2018