środa, 31 maja 2017

12 półtonów - czyli o tym, czy muzyka jest podobna do sernika


Co słyszysz zaraz po przebudzeniu? Sygnał budzika, szuranie kapci, trzaskanie drzwi... ale to namiastka tego, co słyszymy na dworze. No właśnie, czemu uliczne dźwięki są dla nas hałasem, a grające instrumenty smyczkowe i dęte symfonią? To przez uporządkowanie dźwięków, bo te na zewnątrz są rozbrykane i niesforne, a te rozbrzmiewające w filharmonii zdyscyplinowane i poukładane. Ta uporządkowana muzyka ma w sobie niesamowitą moc, ponieważ łączy ludzi ze sobą. Oprócz tego jest jedynym językiem, którym posługują się wszyscy ludzie świata.


Pewien muzykowy badacz Steven Pinker porównuje muzykę do... sernika! Otóż twierdzi, że słuchanie muzyki jak zarówno pożeranie tego pysznego ciasta, sprawia nam przyjemność, lecz nie daje nic pożytecznego. Jednak nie wszyscy potwierdzają zdanie Pinkera. Muzyka jest potrzebna właścicielom wind, sklepów oraz restauracji. Kiedy jedziemy windą (lub też tkwimy między piętrami) uspakajają nas relaksujące dźwięki. W sklepach są one zazwyczaj spokojne i wolne, więc dzięki nim dłużej szperamy po półkach. Gdy w restauracjach muzyka jest żywiołowa, więcej kupujemy, bo szybciej jemy i pijemy.


Jak wygląda dźwięk? Czemu europejska oktawa dzieli się na 12 półtonów, a hinduska na 22? Kto i po co chodzi w piosence? Kiedy powstał pierwszy hit? Dlaczego mamy powinny śpiewać swoim dzieciom kołysanki? Na takie i inne pytania znajdziecie odpowiedzi w "12 półtonach". Za tekst odpowiada tutaj jedna pani - Zuzanna Kisielewska, a za ilustracje dwaj panowie - Jerzy Gruchot oraz Wojciech Koss. Muszę także dodać, że nasze 'półtony' mają również podtytuł. Brzmi on "Książka o muzyce". Tego akurat mogliśmy się spodziewać.


Czytając tę oto książkę poznamy niektóre tajniki muzyki, ale też sporo tytułów piosenek oraz ich wykonawców. W książce wspomniane jest również na przykład o V symfonii Beethovena i jego "V jak Victoria". Ale skąd wzięła się tu jakaś Viktoria? Strona 33 (tak dla ułatwienia)! Autorka podzieliła swoje dzieło na cztery części, lecz każdy rozdział podzielony jest na sześć 'minirozdziałów, więc jeżeli ktoś się uprze, mogą być i dwadzieścia cztery części.


Wspomniałam wcześniej o takich dwóch panach i o tym, za co są odpowiedzialni. Jeśli już zapomnieliście, przypomnę Wam. Jerzy Gruchot oraz Wojciech Koss wykonali do tej książki ilustracje i muszę przyznać, że rewelacyjnie im to wyszło. Obrazki są świetne, choć na pierwszy rzut oka wydają nam się łatwe do zrobienia. Gdy się jednak dobrze przyjrzymy, nasze oczy zobaczą cudowne ilustracje, bardzo dobrze współgrające z treścią. Rzadko widzimy obrazki o takim właśnie charakterze, a tu proszę! Dwie (a może i cztery) męskie ręce i cudnie wyszło!


Mało kiedy rodzi się osoba z alergią na muzykę (jak czytamy w tej książce), więc jeżeli nie macie na nią uczulenia, sięgnijcie po "12 półtonów". Gdy nie lubicie muzyki, jest duża szansa, że 'półtony' Cię nią zarażą, a kiedy lubisz muzykę - pogłębisz wiedzę na jej temat. Miłego muzykowania!


Tytuł - 12 półtonów. Książka o muzyce
Tekst - Zuzanna Kisielewska
Ilustracje - Jerzy Gruchot, Wojciech Koss
Wydawnictwo druganoga, Warszawa 2017

środa, 24 maja 2017

Nie każdy umiał się przewrócić - czyli proste i dowcipne przygody nie tylko niezachwianej czapli


Niezachwiana czapla nie umiała się przewrócić, wiewiórka miała szafkę zapełnioną miodem, mrówka miała za ciężką głowę od swojej mądrości, jeż latał i świecił na niebie jak słońce, słoń co chwila wpadał na jakieś drzewo, żaba robiła salta do tyłu, świerszcz miał płaszcz większy od siebie... i jak myślicie, gdzie to wszystko mogło się dziać? Już wiecie? Jeśli nie, podpowiem Wam. To miejsce, w którym może dziać się wszystko, to las Toona Tellegena!

Wiewiórka i mrówka bardzo często się spotykały. Gawędziły o tysiąc i jednej rzeczy zajadając przy tym miód. Najczęściej siedziały w bukowym domu wiewiórki. Do bukowego domku zaglądał również słoń. A gdy tam zaglądał, huśtał się na lampie pod sufitem bukowego domku. I o dziwo lampa się nie zerwała, choć (jak wszyscy wiemy) słonie są bardzo ciężkie!


"Nie każdy umiał się przewrócić", bo na przykład noga czapli była niezachwiana. Prawie cały las przybył do niej, aby ją przewrócić. Niestety lub też stety, nikomu nie udało się przewrócić czapli. Jej noga była po prostu niewzruszona. A wiecie kto zwołał ten prawie cały las? Wiewiórka! To wiewiórka pojawia się w tej książce najczęściej. A może dlatego, że wiewiórki mają duże, rude kitki i łatwo je zauważyć? Możliwe.


Las Toona Tellegena aż roi się od pięknych, absurdalnych historii. Opowiadania są spokojne, przyjazne, dowcipne, filozoficzne i pełne prostych prawd. Bohaterowie książki dużo rozmawiają (najczęściej przy herbacie) i nigdzie im się nie spieszy. Żyją w spokoju i przyjaźni. Zwierzęta mieszkające w tym lesie często zapadają w filozoficzną zadumę. Na przykład historia z konikiem polnym. Przeskoczył on cały wszechświat, ale czy nie mógł go obejść? No właśnie, poznacie tę prostą prawdę po przeczytaniu książki "Nie każdy umiał się przewrócić".


Opowiadania Tellegena zaciekawią czytelników w każdym wieku, gdyż bawią one wszystkich! I tych nieco starszych, i tych nieco młodszych. Czasem aż się dziwimy, jak można nie wiedzieć na przykład tego, co to jest pragnienie? Chrabąszcz pokazał nam, że można!


Piękne i absurdalne opowieści Toona Tellegena w niespotykany sposób zilustrowała Ewa Stiasny. Kiedy patrzymy na okładkę od razu nasuwa nam się myśl - 'jakie cudowne i śliczne bazgrołki!'. Tak, a gdy patrzymy na ogon wiewiórki widzimy, że się nie myliliśmy. Ilustracje Ewy Stiasny automatycznie przykuwają naszą uwagę. Patrząc na nie możemy wyjść z podziwu! Cały czas siedzimy (w tym podziwie) i myślimy - na przykład o zygzakowatej kitce wiewiórki.

Książkę "Nie każdy umiał się przewrócić" na język polski przetłumaczyła Jadwiga Jędryas. Doskonale oddała melancholijny klimat rozmów prowadzonych między zwierzętami! A może to one doskonale oddały ten klimat? Myślę, że oba czynniki doskonale wpłynęły na atmosferę panującą podczas czytania tej książki!


A Wy przeczytajcie, filozofujcie, obejrzyjcie i popodziwiajcie niesamowite dzieło Toona Tellegena, Ewy Stiasny oraz Jadwigi Jędryas!

Tytuł - Nie każdy umiał się przewrócić
Tekst - Toon Tellegen
Ilustracje - Ewa Stiasny
Przekład - Jadwiga Jędryas
Wydawnictwo Dwie Siostry, Warszawa 2013

piątek, 12 maja 2017

Kiedy będę duża - czyli książka dla małych marzycieli


Wszystkie dzieci mają marzenia. Te duże i te małe. Czasem są one niebezpieczne, śmieszne, ale niektórych niestety nie da się spełnić. Lecz marzyć może każdy. Swoje marzenia możemy zapisywać, ilustrować, czy też opowiadać o nich innym. Ale jedno jest pewne - marzeń się nie zapomina!


"Kiedy będę duża" pojeżdżę sobie dwukołowym rowerem z 2 klaksonami! Oprócz tego zawiążę sznurowadła na 3 supełki! Będę miała aż 7 różnych zawodów, każdy w inny dzień. Przeskoczę naraz 9 wielkich kałuż. No i wejdę na drzewo z gałęziami. Przejadę rowerem las, 16 drzew wskaże mi drogę. Oczywiście będę jadła przy długim stole z 19 krzesłami! To tylko sześć z dwudziestu pięciu marzeń opowiedzianych przez Marię Dek.


Czy można być 1 wielgachną olbrzymką?  Pod łóżkiem trzymać 18 pająków? Zjeść 20 pizz za jednym zamachem? Pewnie, że tak! W naszej głowie wszystko jest możliwe. Można nawet śpiewać, ćwierkać i szczebiotać z ptaszkami!


Ta książka otwiera naszą głowę. Czytając i przeglądając ją możemy pomarzyć jeszcze więcej, a nawet bez ograniczeń! Każde dziecko potrafi marzyć, ponieważ marzyć można w każdym miejscu i czasie.


Maria Dek zna już dziecięce marzenia. A może opisała i zilustrowała te swoje? Tego nie wiem, lecz z pewnością właśnie takie marzenia mogą mieć dzieci. Dzieciom wolno marzyć o czym tylko chcą! Jak nie zrobią czegoś w rzeczywistości, zrobią to w świecie wyobraźni.


I dziewczynki, i chłopcy mogą mieć takie same marzenia. Maria Dek wie o tym, dlatego powstały dwie książki - dla dziewczynek i dla chłopów. Ich tytuły brzmią - "Kiedy będę duża" oraz "Kiedy będę duży".  Ja posiadam wersję żeńską, bo przecież jestem dziewczynką!


Książka napisana jest z perspektywy dziecka. To właśnie ono opowiada nam o swoich marzeniach. Chce być olbrzymką, trzymać pod łóżkiem pająki, zjeść ogrom pizz. To są marzenia dzieci. Mogłoby się wydawać, że żaden dorosły by tak nie napisał, tylko dziecko.  A jednak...


Za tekst odpowiada wspomniana wcześniej Maria Dek, ale za ilustracje również. Nie ma ani jednej strony bez ilustracji, a co więcej - ilustracje są prawie na całe strony! Tak, pani Maria wykonała je ręcznie i to widać już po okładce. Dzieci lubią takie ilustracje. Dorośli też. Autorka książki "Kiedy będę duża" wie, jak sprawić, aby mali czytelnicy po przeczytaniu książki byli szczęśliwi.

Zdradzę Wam jeszcze w sekrecie, że dziś pójdę spać o 25 w nocy!

Tytuł - Kiedy będę duża
Tekst i ilustracje - Maria Dek
Wydawnictwo Wytwórnia, Warszawa 2017


P.S. Książka swoją premierę będzie miała na najbliższych Warszawskich Targach Książki (18-21 maja 2017)!

czwartek, 11 maja 2017

Wyprawa Shackletona - czyli drżyj załogo, Endurance już na południu!


Ernesta Shakletona już od dziecka ciągnęło w stronę południa. Narzekał na nauczycieli, lecz nie przeszkadzało mu to interesować się książkami, a zwłaszcza poezją. W wieku 16 lat opuścił szkołę i wyruszył na morze, a podczas swoich wypraw wspierał załogę na duchu właśnie czytaniem. Shackleton podróżował, czytał i w 1914 roku postanowił zebrać załogę i popłynąć na... Antarktydę!


Shacketon wraz ze swoim zastępcą Frankiem Wildem spośród 5000 ochotników wybrał 26, aby pomagali i towarzyszyli mu w wyprawie na południe. Oprócz ludzi musiał rzecz jasna mieć statek, by nim popłynąć. Endurance już wpadł Shackletonowi w oko! Jego nazwa pochodziła od motta rodziny Shackletonów, a brzmiało ono: "Zwyciężymy wytrwałością". Ludzie... są! Statek... jest! A psy? Psy były tutaj niezbędne! Psy miały być silne i musiały posiadać grube futro. Z Kanady do Londynu wysłano ich aż 99, ale na wyprawę popłynęło 69.


Wabiły się między innymi: Alti, Alfons, Amundsen, Bob, Bosman, Bristol, Byczek, Całus, Caruso, Czajnik, Czarny, Elliot, Frytka, Gburas, Hackensmidt, Herkules, Jamie, Jasper, Jerry, Kangur, Kominiarz, Kropek, Kulas, Lampa, Luke, Lupoid, Małpa, Martin, Merkury, Niefart, Noel, Paddy, Pająk, Piotrek, Puszka, Rodger, Roy, Rozwód, Rufus, Rugby, Sadie, Sally, Sammy, Sadza, Samon, Sandy, Sędzia, Skrzat, Smutas, Steward, Szatan, Szekspir, Szpaner, Śliniak, Śliski Kark, Śnieżek, Śpiewak, Święty, Tim, Upton, Wilk, Zmiennik, Zuza, Żeglarz, Żołnierz.


Załoga Shackletona musiała zabrać ze sobą najróżniejsze przyrządy potrzebne do życia w mroźnych i niebezpiecznych warunkach - od nart i sań po koce i poduszki. Tak naprawdę ludzie na pokładzie Endurance 'zwiedzili' również inne wyspy, czyli na przykład Georgię Południową czy też Wyspę Słoniową (a na czym polegało zwiedzanie, powiedzieć Wam nie mogę, bo to opisane jest w książce). Jednak wszędzie było ciężko. Wszyscy cierpieli na odmrożenie i szkorbut, a mróz nie dawał spokoju. Paki lodowe wyglądały jak gigantyczne puzzle. Trudno się było przez nie przebić, choć załoga Shackletona była bardzo wytrzymała.


Czy Shackleton zdobył biegun południowy? Czy wszyscy dotarli cało? A może na statek Endurance wpadł pasażer na gapę? O tym dowiecie się po przeczytaniu tej historii. Co ważne, wszystkie przygody opisane w książce wydarzyły się naprawdę.


"Wyprawa Shackletona" została napisana i zilustrowana przez Williama Grilla. Jest to jego debiut książkowy. Książka jest równie fenomenalna jak "Wilki z Nowego Meksyku", którą poznałam jaką pierwszą. Autor do zilustrowania tej książek użył najzwyklejszych przyrządów, mianowicie kredek! Już same obrazki przykuwają naszą uwagę, a gdy czytamy i oglądamy w tym samym czasie... nie możemy wyjść z podziwu! Te ilustracje aż zapierają dech w piersiach. Nie są zbyt skomplikowane i być może to dlatego są tak rewelacyjne!


Na samym końcu książki mamy słowniczek. Podczas czytania musimy zwrócić szczególną uwagę na wyrazy napisane pogrubioną czcionką, a w słowniczku szukać ich znaczenia. Jednak nie tylko te pogrubione wyrazy są niełatwe, bo Agata Napiórska przekładając tę książkę na język zrozumiały dla Polaków zadbała o to, aby dzieci wzbogacały swoje słownictwo.



A może po przeczytaniu "Wyprawy Shackletona" Was także pociągnie na południe? Lecz proszę, nie złapcie odmrożeń i szkorbutu!

Tytuł - Wyprawa Shackletona
Tekst i ilustracje - William Grill
Tłumaczenie - Agata Napiórska
Wydawnictwo Kultura Gniewu (Krótkie Gatki), Warszawa 2015

niedziela, 7 maja 2017

Rutka - czyli o wakacjach i Bałutach oraz przyjaźni, która tam się rozpoczęła




Wraz z nadejściem wakacji u większości dzieci pojawia się nuda. Tak samo było z Zosią. Ona wprost nienawidziła wakacji! Nie ruszała się z domu, za to jej mama co wakacje wyjeżdżała do pracy. Podczas nieobecności mamy Zosią opiekowała się sąsiadka. Jednak tego lata miało być troszeczkę inaczej, bo dotychczasowa opiekunka Zosi wyprowadziła się wczesną wiosną. Przez te wakacje dziewczynką miała się zająć ciotka Róża. Ale czy ciotka mogła się nią opiekować, skoro się nawet nie znały? Mogła.


Ciotka Róża jeździ na wózku inwalidzkim. Dwóch mężczyzn wniosło ją na piętro do mieszkania Zosi. Ciotka w jednym ręku trzymała wielgachnego arbuza, a w drugim mały bagaż. Swoim wiekiem przypominała bardziej prababkę niż ciotkę. Jej twarz wyglądała jak suszona śliwka, tak, tak, była pomarszczona.

Gdy mama wyszła na pociąg, staruszka rzuciła arbuzem w ścianę, aż sąsiadowi spadła peruka z głowy! Arbuz został podzielony na osiem części. Ciotka wzięła do ust jedną z nich i pochłonęła razem z pestkami, a następnie malutkie, czarne kuleczki wypluwała... uszami! Ona z pewnością nie jest podobna do żadnej innej dorosłej osoby! Oprócz tego przytargnęła ze sobą kuferek z literami S.R. (to zapewne skrót od Starej Róży), a w nim znajdowało się mnóstwo pieniędzy! Lecz dla ciotki były to tylko papierkowe zabawki.


W ostatnim tygodniu wakacji Zosia poznaje dziewczynkę w swoim wieku - Rutkę. Rutka ma długi rudy warkocz i całą masę piegów! Wygląda jak jakaś dziewczynka z bajki! I nie tylko tak wygląda, bo tak też się zachowuje. Dziesięcioletnia, piegowata dziewczynka mieszka samotnie. Bez rodziny, bo wyjechała ona (lub jeszcze czekają na odjazd - o tym dowiecie się po przeczytaniu książki) na Diamentową Planetę. Rutka narysowała mamę, tatę i brata pomarańczową kredą w swoim mieszkanku, aby mogła na nią chociaż patrzeć. Musicie też wiedzieć, że Zosia i Rutka mieszkały na tej samej ulicy - Rybnej 13 na Bałutach w Łodzi. Jednak Zosia mieszka w ładnym, a Rutka w rozsypującym się mieszkaniu.


Jak się pewnie domyślacie, Zosia zaprzyjaźniła się z Rutką i każdą wolną chwilę chciała spędzać właśnie z nią. Dziewczynki doświadczały razem wielu przygód, między innymi: włamanie do morwowego sadu, ratowanie motyli z brzucha Białego Pana, czy też inwazję kurczaków bez głów na karku w pobliskim sklepie. Spotkało je jeszcze dużo innych przeżyć, ale cel był jeden - odnalezienie rodziny Rutki. Zosia bardzo chciała pomóc przyjaciółce, i nie była sama. Z pomocą nadeszli kurczak bez głowy Tuptuś i stara ciotka Róża.


"Rutka" ma w sobie to, co dzieci lubią w książkach najbardziej. Joanna Fabicka dodała tutaj szczyptę fantazji. Oprócz tego książka napisana jest z poczuciem humoru i wciągnie każdego czytelnika, nie tylko tego małego. Pokaże nam, co jest w życiu najważniejsze i jak potrzebne jest nam wsparcie.

Ta opowieść jest jednym z najcenniejszych skarbów, bo nie ma nic bardziej wartościowego niż mądra i pięknie zilustrowana książka. No właśnie - pięknie zilustrowana. Już po okładce widzimy, że ilustracje będą przecudne. Nie mylimy się. Śliczne są także w środku. Większość z nich to kolaże, więc nie tak częsta forma ilustracji w książkach. Mariusz Andryszczyk pokazał nam, co to znaczy znać się na ilustrowaniu książek dla dzieci!


A Wy macie dwa zadania. Koniecznie przeczytać "Rutką", a następnie obejrzeć się wokół siebie. Może ktoś właśnie szuka swojej rodziny, przyjaciół, a może zwyczajnie potrzebuje Waszego wsparcia.

Tytuł - Rutka
Tekst - Joanna Fabicka
Ilustracje - Mariusz Andryszczyk
Wydawnictwo Agora, Warszawa 2016

środa, 3 maja 2017

Spacer - czyli zachwycająca przechadzka z Katarzyną Bogucką


Chyba każdy z nas lubi spacerować. A takie ciekawe spacery, podczas których dużo się dzieje to czysta przyjemność! Coś się kończy i zaczyna nowe. Jakieś ważne wydarzenia właśnie się odbywa... na taki "Spacer" zaprasza nas Kasia Bogucka!


Kiedy tylko otworzymy książkę widzimy dwa gołąbki na parapecie, drzwi, okno, drzewa. Robimy krok o jedną stronę. Pewien pan poprawia krawat, dziecko bawi się z mamą, a przed budynkiem rosną kwiaty. Idziemy dalej. Para jedzie na rowerze. Starsza pani pilnuje wnuka, który zaprzyjaźnia się z pieskiem, a pieska trzyma na smyczy pan niosący gazetę.


O nie! Dziecko wybiega na pasy, a samochód jedzie prosto na nie! Mama już pędzi z pomocą! Tuż obok jakiś pan ciągnący za sobą przyczepkę z balonikami idzie w innym kierunku, więc nie może dostrzec przebiegającego chłopca.


Jeden się uśmiecha, drugi płacze, a trzeci jeszcze skacze (te rymy to na prawdę przypadek)! Czwarty ma pieprzyk na nosie, piąty okulary, a szósty tatuaż na ręce! Każdy jest inny. I to także widać na ilustracjach Kasi Boguckiej. Kiedy tylko spojrzymy na okładkę "Spaceru" aż trąbi, że to Bogucka! Tak, tak, ta Pani ma ten swój charakterystyczny styl. Czy już wiecie jakiego rodzaju jest ta książka? Oczywiście, to picture book!


Same ilustracje. Tylko one, a książka szczuplutka wcale nie jest! Są one tak wspaniałe, lecz czy mogliśmy się spodziewać czegoś innego po takiej fenomenalnie uzdolnionej ilustratorce? Osoby rysowane przez panią Kasię nie tylko są przyjemne dla oka, ale także rozpoznajemy ich charaktery. Tutaj możemy poznać mnóstwo ludzi, no bo co to za spacer bez przechodniów?


Idziemy kolejny krok dalej. Chłopiec płacze i wskazuje palcem na karuzelę. Zapewne też chciałby się pokręcić. Pewna dziewczynka je loda i obserwuje dzieci bawiące się na tej właśnie karuzeli. Chops i już następna strona. Jakaś grupa dzieciaczków wkracza lub opuszcza plac zabaw z dwoma paniami. Wszyscy trzymają się skakanki. A my jesteśmy na terenie budowy. Trzech panów ciężko pracuje, lecz gdy przyszedł do nich chłopak, który tańczy, troszkę ich rozproszył.


Kupując "Spacer" mamy do wyboru aż trzy okładki. Na pierwszej widnieje miasteczko, na drugiej zgromadzeni ludzie, a na trzeciej drzewko i roślinki. Ja posiadam tę pierwszą, jednak każda z nich ma swój zadziwiający urok!


Książkę można oglądać na dwa sposoby. Pierwszy - po prostu obejrzeć ilustracje i je zachwalać, bo na to zasługują. Drugi - przyglądać się szczegółom i zadawać sobie pytania (co stało się wcześniej?; dlaczego akurat to?; czemu świat się zmienia? i wiele innych), a następnie zachwalać ilustracje, bo na to zasługują. Myślę, że większość osób wybierze ten drugi sposób. Ale muszę Was przed czymś ostrzec! Czas spędzony na spacerze z pani Kasią mija błyskawicznie, lecz nie jest to czas stracony!


Gdy dokładnie obejrzałam tę książkę, aż mnie wzięło na spacerowanie! Niestety, u mnie na dworze brzydka pogoda, ale cieszę się, że mogę przechadzać się uliczkami miasta z tak świetną ilustratorką! Miłego spacerowania!

Tytuł - Spacer
Ilustracje - Katarzyna Bogucka
Wydawnictwo Tako, Toruń 2017

wtorek, 2 maja 2017

Którędy do gwiazd? - czyli niebotycznie dobra książka


Elżbieta Heweliusz miała ciężkie, lecz zarazem przyjemne życie. Była także pierwszą kobietą astronom. Wychowała trzy córki. Urodziła też syna Adeodatusa, który zmarł kiedy miał kilka miesięcy.

Oprócz tego Elżbieta została żoną starszego od niej o trzydzieści sześć lat wybitnego astronoma - Jana Heweliusza. Jednak nie przeszkadzało im to, chociaż ich małżeństwo "wzbudzało szemranie i plotki wśród ludzi".


Pierwsza kobieta astronom wspinała się po schodach prowadzących do obserwatorium, w którym pracowała kiedyś ze swoim mężem. Jeszcze niedawno niosłaby kufel z piwem zapracowanemu astronomowi. Niedawno, trzy miesiące temu Jan odszedł.

Elżbieta robi porządki, szuka starych rzeczy i właśnie w ten sposób przychodzą wspomnienia. Każdy z przedmiotów ma swoją historię, można by powiedzieć, że z gwiazd.

Należy zaznaczyć, że Jan z Elżbietą nie mieli łatwo. W ich życiu zdarzyło się wiele smutnych i ciężkich chwil. Heweliuszowie wspólnie pracowali, mimo że nikt ich nie wspierał - wręcz przeciwnie. Wiele osób nie wróżyło im dobrej przyszłości.


Dążyć do celu - ta myśl często pojawia się w różnych książkach, ale to dlatego, że jest taka mądra. "Nie wolno poddawać się przeciwnościom, jeśli jest się przekonanym o swojej racji. Nawet jeśli wszyscy wokół twierdzą coś innego".


Mamy tutaj ten sam duet, co w książce "Wszystko gra", czyli za tekst odpowiedzialna jest Anna Czerwińska-Rydel, a za ilustracje odpowiedzialna jest Marta Ignerska. W przypadku tej książki napotykamy się na niecodzienny podział. "Którędy do gwiazd?" to dwie książki w jednej. Do strony 47 widnieje sam tekst, a od strony 50 goszczą ilustracje.


Anna Czerwińska-Rydel tak rewelacyjnie napisała tę książkę, że czytając ją, z pewnością pobudzimy nasze emocje. Są nawet momenty, w których chce nam się płakać, więc u wrażliwych osób, chcąc czy nie, łezka poleci po policzku.


Marta Ignerska tak genialnie zilustrowała tę książkę, że oglądając jej ilustracje serce zaczyna nam bić mocniej i mówimy cichutko sami do siebie - 'jakie to piękne!'. Lecz pamiętajcie! Bez przeczytania tekstu nie do końca zrozumiecie sens obrazkowej opowieści, choć pełni ona ważną funkcję w tej książce!

W jednym zdaniu - to historia po prostu z gwiazd!

Tytuł - Którędy do gwiazd?
Tekst - Anna Czerwińska-Rydel
Ilustracje - Marta Ignerska
Wydawnictwo Muchomor, Warszawa 2014