piątek, 28 kwietnia 2017

Hej, Szprotka! - czyli jak Szprotka może nie lubić wody


Czy jest możliwe, aby Szprotka nie lubiła wchodzić do wody? Oczywiście, bo ta nasza Szprotka to pies, a nie ryba! Ma bardzo duże uszy. Niektórzy mówią, że przypomina fenka, kangurka, liska, a nawet lwa.

Szprotka rzeczywiście istnieje i cała historia opisana w książce jest prawdziwa. Starsza sunia błąkała się sama po gruzowisku pod Warszawą. Agnieszka Kowalska, która jest autorką tej książki, postanowiła przygarnąć Szprotkę, jednak z początku nie wiedziała czy jest na to gotowa.


Nasza bohaterka kocha dzieci. I one to odwzajemniają. Gdy tylko ją zobaczą wołają "Hej, Szprotka!". Szprotka lubi być głaskana, ale zaczyna szczekać, gdy ktoś zbyt mocno pociągnie ją za ucho lub ogon. Pieski trzeba głaskać delikatnie!


Sunia ma mnóstwo przyjaciół, nie tylko dwunożnych, lecz także tych psich, a są nimi między innymi Józio, Mięta, Łokieć, Rysio, Kuba oraz jej stara, parkowa przyjaciółka Sali. Szprotka uwielbia jeść. Dlatego też, kiedy jej właścicielka wyjeżdża, psiaczek zostaje u wujka Daniela, bo on świetnie gotuje.


Bezdomne pieski są najwierniejszymi towarzyszami. Doceniają nawet te drobne rzeczy, ponieważ wiedzą, jak to jest bez nich. Taką właśnie koleżanką była (i nadal jest) Szprotka.

"Hej, Szprotka" to książka szczególnie dedykowana 'psiarzom' - ludziom, którzy lubią spędzać czas z psami. To opowiadanie zachęca też do adoptowania, a nie kupowania psiaków. Kto wie, może przygarniając jakiegoś czworonożnego przyjaciela okaże się, że jest on równie wspaniały jak Szprotka! Myślę, że tak właśnie stanie się w wielu przypadkach!


Książka jest zilustrowana przez Olę Jasionowską. To psi specjalista! Swoim charakterystycznym stylem pokazała, jak słodkie mogą być pieski! Czytając i oglądając tę książkę czujemy się tak, jakby Szprotka znajdowała się tuż obok nas, a my podziwialibyśmy jej wyjątkowe zachowanie!

"Pamiętajcie, nie kupujcie, adoptujcie!"


Tytuł - Hej, Szprotka!
Tekst - Agnieszka Kowalska
Ilustracje - Ola Jasionowska
Wydawnictwo Wytwórnia, Warszawa 2017

wtorek, 25 kwietnia 2017

Człowiek jaki jest, każdy widzi - czyli jak wyglądamy 'U Yetich'


Rodzina Yetich miała swój hotel, który nazywał się 'U Yetich'. Gdy tylko słońce wynurzyło się zza horyzontu, pani Yeti zwana Nutką Jutrzenką rozpoczynała śpiewać swą poranną piosenkę, a pan Yeti zwany Czarnym Wąsem przygotowywał śniadanie. Nutka Jutrzenka i Czary Wąs mieli córeczkę, pannę Yeti zwaną Ciekawską Yetinką. Pewnego ranka Yetinka zapytała, czy ktoś widział... człowieka!


A czy wiecie jacy jesteśmy w oczach zwierząt? To jest pytanie! Według komarzycy Bzybzy jesteśmy bardzo dłudzy. Mamy rozciągnięte odnóża i trzeba być sprytnym, aby pod nimi nie zginąć! Mysz Pipilotta uważa, że kopiemy głębokie tunele, ale nie wkładamy do nich zapasów. Jesteśmy straszni, bo świecimy w nocy, jak twierdzi sowa Nihuhu! Oprócz tego, gdy jest nam smutno, robimy jeziorka i zajadamy się ananasami!


Jednak wiadomo, naszym ulubionym przysmakiem nie są ananasy. My jemy zwierzęta! Małej Yetinki nie wolno oszukiwać, jak słusznie stwierdziła kuropatwa Podfruwajka. Dzieciom trzeba mówić prawdę, bo później już nie będą nam wierzyć. Czasem prawda jest przerażająca i wtedy lepiej poczekać na odpowiedni moment. Musicie także wiedzieć, że gdy Yetinka zadała pytanie, co jedzą ludzie, odpowiedź brzmiała 'nas', lecz gdy troszkę się ją przekręciło wyszedł 'ananas'!


Książka jest dość zabawna. Wszystkie zwierzęta mówią o nas, ludziach, dziwne rzeczy. Z początku wydają się nam tylko śmieszne i dowcipne, lecz gdy dłużej się zastanowimy, mają niezwykle mądre przesłanie.

Ta opowieść pokazuje, że może powinniśmy zmienić swoje zachowanie wobec zwierząt. Zastanowić się czy jesteśmy na nich przyjaźnie nastawieni. No dobra, dla komarzycy Bzybzy jesteśmy bardzo smaczni, pożywni i słodcy, ale to tylko wyjątek!


Marzena Matuszak odpowiada tutaj za tekst i brawa dla niej! Połączyła pokolenia, bo dla małych dzieci to książka o najdziwniejszym stworzeniu na świecie, które ma długie odnóża, wąski pysk, wielkie macki i skrzydła, lecz dla ciut starszego człowieka to opowieść o szanowaniu zwierząt i bycia prawdomównym.


Ilustracje do książki wykonała Grażyna Rigall i jak widzimy na własne oczy, są one namalowane farbami. Mnie najbardziej podobają się ilustracje, na których widnieje komarzyca Bzybzy. Tym razem nie musimy się kryć. Nasza krew nie stanie się jej smaczną, pożywną i słodką przekąską!


Tytuł - Człowiek jaki jest, każdy widzi
Tekst - Marzena Matuszak
Ilustracje - Grażyna Rigall
Wydawnictwo Dwie Siostry, Warszawa 2017

środa, 19 kwietnia 2017

Ilustrowany elementarz dizajnu - czyli od aparatu do żarówki w projekcie doskonałym


Wiecie kto zaprojektował biurko? Albo gdzie powstał ekspres do kawy? A może znacie rok produkcji lodówki? Biurko, ekspres i lodówka to tylko trzy ze stu rzeczy, które znajdują się w "Ilustrowanym elementarzu dizajnu". Znacie 25 różnych ilustratorów? Po przeczytaniu i obejrzeniu elementarza z pewnością ich poznacie!


Ewa Solarz i Arobal Bartek Kociemba, Jan Bajtlik, Katarzyna Bogucka, Ada Buchholc, Agata Dudek, Emilia Dziubak, Joanna Gniady, Małgorzata Gurowska, Monika Hanulak, Marta Ignerska, Tymek Jezierski, Paweł Jońca, Karolina Kotowska, Tomasz Leśniak, Anna Niemierko, Ola Niepsuj, Agata Endo Nowicka, Marianna Oklejak, Joanna Rusinek, Dawid Ryski, Maria Sławińska, Maria Strzelecka, Marta Szudyga, Dennis Wojda, Aleksandra Woldańska-Płocińska stworzyli niepowtarzalną książkę! Dzięki Ewie Solarz poznajemy historię danej rzeczy, a pozostałe osoby odpowiadają za ilustracje.


Każdy ilustrator pokazał nam wygląd czterech rzeczy. Co cztery strony poznajemy nowy styl. Obok każdej ilustracji umieszczone są informacje na temat tego przedmiotu, czyli imię i nazwisko ilustratora, nazwa rzeczy, rok produkcji, projektant, producent i na samym końcu historia powstania. W tej książce pojawiło się wiele trudnych nazwisk, skomplikowanych nazw. Ale autorka tekstu zadbała o to, abyśmy nie mieli z tym dużo kłopotu. Zamiast pisać "Florence Knoll Lounge Chair" możemy po prostu napisać "Fotel".


Teraz odpowiem Wam na pytania, które zadałam na samym początku. Biurko "S-285" zaprojektował Marcel Brever. Ekspres do kawy "Moka Express" powstał we Włoszech, a lodówka "FAB" ujrzała świat w 1995 roku.


Takie informacje to tylko streszczenia, lecz z czekoladą, jo-jem i lampką rozpiszę się troszkę bardziej. A więc Czekolada "Jedyna" pierwszy raz ukazała się w Polsce w 1920 roku. Jej producentem jest Wedel. Właściciel tej oto firmy, Emil Wedel, nie znosił podróbek swoich czekolad, dlatego postanowił, że każdą prawdziwą czekoladę będzie podpisywał. Z początku robił to ręcznie, ale później jego podpis zamienił się logo firmy.


Jo-jo  w USA w 1929 roku zaprojektował Donald Duncan, a producentem było Genuine Duncan YoYo Company. Jo-jo to jedna z najstarszych zabawek, bo znana była starożytnym Grekom, Chińczykom i Majom. Służyła również Francuzom, ale do mniej pokojowych celów. Współczesna historia jo-jo zaczęła się w Kaliforni, gdzie Pedro Flores otworzył firmę tych zabawek. W 1929 roku wykupił ją Donald Duncan i to jemu zawdzięczamy karierę dzisiejszego jo-jo.


Lampka nocna "Eclisse" powstała w 1966 roku we Włoszech. Jej projektantem był Vico Magistretti, a producentem Artemide. Eclisse po włosku oznacza zaćmienie. Ta nieduża lamka swoją budową przypomina latarnię morską. Wewnętrzna część klosza obraca się i zasłania światło żarówki tak, że wygląda to jak zaćmienie.


Podczas czytania i oglądania "Ilustrowanego elementarza dizajnu" odkrywamy historię rzeczy częstych w użytku, jednak nie zastanawiamy się jak powstały. Ta książka nam to uświadomi. Nie tylko zbierzemy wiadomości o zaprojektowanych przedmiotach, ale także spotkamy się z przeróżnymi ilustracjami, a świetnie napisany tekst plus genialne ilustracje równa się jedna z najlepszych książek na świecie!

Tytuł - Ilustrowany elementarz dizajnu (czyli 100 rzeczy narysowanych przez 25 ilustratorów)
Tekst - Ewa Solarz
Ilustracje - Arobal Bartek Kociemba, Jan Bajtlik, Katarzyna Bogucka, Ada Buchholc, Agata Dudek, Emilia Dziubak, Joanna Gniady, Małgorzata Gurowska, Monika Hanulak, Marta Ignerska, Tymek Jezierski, Paweł Jońca, Karolina Kotowska, Tomasz Leśniak, Anna Niemierko, Ola Niepsuj, Agata Endo Nowicka, Marianna Oklejak, Joanna Rusinek, Dawid Ryski, Maria Sławińska, Maria Strzelecka, Marta Szudyga, Dennis Wojda, Aleksandra Woldańska-Płocińska
Wydawnictwo Wytwórnia, Warszawa 2017

poniedziałek, 17 kwietnia 2017

Amelia Bedelia i przyjęcie niespodzianka - czyli Amelia na mokro


Zapewne większość z Was zna już Amelię Bedelię. Wiecie, że to szalona gosposia, która wszystkie polecenia traktuje bardzo dosłownie. Ci, którzy czytali lub słyszeli o Amelii Bedelii wiedzą również, że dyspozycje państwa Rogers wykonuje sama. Tym razem tak nie było! Z pomocą nadszedł kuzyn Alcolu!


Jak to w każdy wtorek, do pani Rogers przychodzą koleżanki. Zwykle szydełkują i rozmawiają. Lecz tego wieczoru miało być ciut inaczej. Dziś pani Rogers ze swoimi koleżankami miały oblewać zaręczyny panny Almy. To przyjęcia jest bardzo wyjątkowe dla pani Rogers oraz jej koleżanek. A co więcej, to przyjęcie niespodzianka!

Amelia swą pracę zaczęła od zrobienia lodów czekoladowych. Ale jeszcze wcześniej wytłumaczyła kuzynowi, jak zająć się żywopłotem tak, aby inni podziwiali owoce jego pracy. To proste! Trzeba tylko wyjąć pudełko suszonych śliwek i nakładać je pojedynczo na gałązki! No proszę, jakie piękne owoce pracy!


Jeszcze przed przygotowywaniem przyjęcia niespodzianki, pan Rogers przyszedł do domu z porcją świeżych ryb. Amelia Bedelia miała je obłożyć lodem! Jakie szczęście, że właśnie skończyła robić lody czekoladowe!

Następnie Amelia wraz z kuzynem Alcolu przeleciała żelazkiem po obrusie, włożyła kwiaty cięte do dużej wazy i pięknie ułożyła prezenty. Ale nie było przecież oblewania panny Almy! Tym razem także się nie zawiedliśmy! Amelia Bedelia zapewniła nam zapas śmiechu na dłuższą chwilę. Pomocnicy państwa Rogers ubrali stroje kąpielowe, a potem wzięli wąż ogrodowy. Odkręcili wodę i skierowali wprost na pannę Almę! W ten właśnie sposób Alcolu i Amelia oblewali jej zaręczyny.


O jak dobrze, że nasza gosposia ma rękę do wypieków słodkości! Inaczej byłoby bardzo źle! Domyślacie się, co tym razem upiekła Amelia Bedelia? Podpowiem Wam - to na pewno nie tort cytrynowo bezowy ani szarlotka. I jeszcze coś! Potrawa została podana z lodami!

Myślę, że nie starczyłoby nam życia, aby klaskać panu Mannowi za ten równie genialny przekład! Ci, którzy mają teraz czapki na głowach koniecznie muszą je zdjąć. Ci, którzy ich nie mają, muszą po prostu je założyć, a następnie zdjąć. Czyli w skrócie 'czapki z głów'. Bombastyczny facet z tego pana Wojtka!


Tym razem ilustracje do książki Peggy Parish nie wykonał Fritz Siebel, lecz Barbara Siebel Thomas! Muszę przyznać, że charakter obrazków niesamowicie podobny! A nawet zastanawiałam się, czy ktoś nie przekręcił imienia i nazwiska ilustratora dwóch pierwszych części z serii o Amelii Bedelii!

Dużo razy zostaliście dziś oblani (oczywiście pomijając deszcz)? No bo dzisiaj Śmigus Dyngus! Przypuszczam, że panna Alma ma już dość jakiegokolwiek oblewania!


Tytuł - Amelia Bedelia i przyjęcie niespodzianka
Tekst - Peggy Parish
Ilustracje - Barbara Siebel Thomas
Przekład - Wojciech Mann
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2017

piątek, 14 kwietnia 2017

Niezłe ziółko - czyli jak wyciągnąć Eryka z berberysu


W domu Eryka miała zamieszkać Babcia Malutka. Ośmioletni chłopiec aż zaniemówił z wrażenia! Aby dowiedzieć się więcej na temat przyjazdu babci, Eryk odpuścił nawet ulubione, poranne grzanki! Ale wiedział, że była to nieodpowiednia pora na wyjaśnienia. Musicie wiedzieć, że śniadanie Eryka, to maraton. On jednak nie lubi takich wyścigów. Robi to tylko dla rodziców. Wygra ten, kto jako pierwszy wpakuje talerz do zmywarki.

Babcia Malutka to mama mamy Eryka. Podróżowała i zbierała różne zioła. Na tym zna się najlepiej. Starsza pani uwielbiała również przejażdżki na swoim pstrokatym motocyklu, ale teraz wszystko jest inne. Babcia jeździ na wózku inwalidzkim.


Podczas babcinych opowiadań o ziołach i podróżach, Eryk postanowił, że zostanie mnichem lub podróżnikiem. Babcia zapytała go, kim chciał zostać, zanim postanowił, że stanie się mnichem lub podróżnikiem. Koszykarzem! - krzyknął Eryk. Babcia Malutka była znakomitą "rozwiązywaczką języków". Przy niej mówiło się wszystko, nawet to, czego wcale nie chciało się powiedzieć. Eryk zrezygnował z koszykówki, bo był "baletnicą na boisku". Przynajmniej tak przezywali go chłopcy.

Od tej pory zaczęły się treningi koszykówki! Babcia Malutka dodała Erykowi takiej motywacji, że zaraz wziął się za ćwiczenie rzutów. Wychodziło mu to całkiem nieźle, pomijając oczywiście rozbite szyby garażu.

Eryk kończy już osiem lat. Ten czas tak szybko minął! Nasz solenizant zapomniał o swoich urodzinach! Ale największe zaskoczenie czekało w niespodziane od babci! W pudełku znajdowały się saszetki z przeróżnymi ziołami, doniczki i zeszyt z napisem 'Moja zioła'. Był to raj dla Eryka! Miał nawet miejsce, w którym mógł pielęgnować swe roślinki.


I tak się też stało! Eryk bardzo często przychodził, by sprawdzić czy z jego ziołami wszystko w porządku. Opiekował się nimi, tak, jak mamusia swoim dzidziusiem lub wnuk babcią.

Pewnego ranka do domu Eryka zawitał doktor. Babcia źle się czuła. I po kilku dniach odeszła od wszystkich. No, prawie. Została z Erykiem. Z nim jest zawsze i jeździ do niego na pstrokatym motocyklu! Zapewne domyślacie się jak to możliwe, ale po przeczytaniu "Niezłego ziółka" przekonacie się czy mieliście rację.


Babcia pomogła Erykowi uwierzyć w siebie. Nie musiał on już tylko siedzieć w kłującym berberysie i patrzeć jak koledzy z klasy grają w koszykówkę. O nie! Mógł nie tylko dotknąć piłki, ale i... nie, nie, nie! Co ja piszę! Przecież nie można zdradzać rzeczy, które znajdują się na końcu książki!

Barbara Kosmowska pokazuje mam, jak ważna jest dla nas relacja z drugim człowiekiem. W tym przypadku członkiem rodziny, babcią. Bo właśnie starsze osoby mają większe doświadczenie życiowe. Kiedy zbliżymy się do nich, łatwiej będzie nam porozmawiać o rzeczach trudnych. A kiedyś z pewnością przyjdzie taki czas, że to oni będą nas potrzebować.


Książkę wzbogacają ilustracje Emilii Dziubak. Gdy patrzymy na narysowane przez panią Emilię zioła, czujemy ich aromatyczny zapach! Kiedy widzimy zilustrowany dym wydobywający się z pstrokatego motocyklu Babci Malutkiej, odczuwamy go na twarzy! Czyż nie brzmi to zachęcająco? Mam nadzieję, że tak!


Tytuł: Niezłe ziółko; tekst: Barbara Kosmowska; ilustracje: Emilia Dziubak
Wydawnictwo Literatura, Łódź 2016









Życzę Wam radosnych Świąt w gronie najbliższych!

piątek, 7 kwietnia 2017

Przygody dzieci z ulicy Awanturników - czyli hałas zaczął się od dzieci


Rodzice Mii Marii, Jonasa oraz Lotty uważają, że gdy w ich dzielnicy nie było dzieci, było to spokojne i ciche miejsce. Urodził się Jonas, później Mia Maria i w końcu Lotta. Od tej pory jest tam strasznie głośno! Ulica Garncarzy musiała zmienić swoją nazwę na ulicę Awanturników.

Kiedy Lotta robi coś, co nie podoba się Jonasowi i Mii Marii, według nich jest niemądrym i dziecinnym dzieciakiem. Lecz gdy potrzebują jej do zabawy, jest najwspanialszą siostrzyczką na świecie. I to ma być sprawiedliwość?!


Nieopodal żółtego domku rodziny Nymanów mieszka ciocia Berg. Dzieci chodzą do niej dość często. Jonas i Mia Maria przechodzą przez płot, a Lotta po płotem. Ciocia Berg często piecze wafle, które wszyscy uwielbiają. Oprócz tego, jest bardzo wesołą staruszką. Cieszy się, gdy dzieci do niej przychodzą i cieszy się, gdy odchodzą.


Kiedy nadchodzi lato Jonas, Mia Maria oraz Lotta wraz z mamusią (i tatusiem, gdy dostanie urlop) jadą na wieś do dziadków. Och, wtedy dopiero zaczyna się zabawa! Dzieci mają własną werandę na drzewie, w której jedzą, bawią się i piją. A nawet, gdyby chcieli, mogliby tam mieszkać! Ale czy nie brakowałoby im swoich łóżek lub też pluszowego niedźwiadka świńskiego Lotty - Niśka? Bardzo możliwe, że tak.

Na jakie przygody natknęły się dzieci? Czy do babci i dziadka przyjechali kuzyni naszych małych Nymanów, i jeżeli tak, to w jakie zabawy się bawili? O tym dowiecie się, gdy poznacie bliżej "Dzieci z ulicy Awanturników".


"Przygody dzieci z ulicy Awanturników" to dwie opowieści. Pierwsza to "Dzieci z ulicy Awanturników", a druga "Lotta z ulicy Awanturników". Obie są autorstwa Astrid Lindgren. I jak prawie wszystkie jej książki, ta także pokazuje życie codzienne każdego z nas. Ale uwaga! W tym przypadku pani Lindgren Was nieźle zaskoczy!

W drugiej części pięcioletnia Lotta się wyprowadza. Tak, opuszcza ten piękny, żółty domek! A to wszystko dlatego, że na urodziny dostała biały (według niej drapiący) sweter! Ale gdzie zamieszka i czy wróci do domu dowiecie się po przeczytaniu "Lotty z ulicy Awanturników".


Ilustracje do oby dwóch opowieści wykonał Verlag Friedrich Oetinger i wyszło mu to kwitnąco! Kwitnąco ma tutaj dwa znaczenia. Jedno to takie, że ilustracje wyszły genialnie, a drugie - na wielu z nich pojawiły się rośliny. Poza tym, postacie wyglądają jak lalki! Ale tylko dwie prawdziwe lalki znalazły swe miejsce w tekście oraz na ilustracjach. Nie widziałam nigdy bardziej 'lalkowych' lalek (i rzecz jasna mówię tutaj o ilustracjach)!


Anna Węgleńska przełożyła "Dzieci z ulicy Awanturników". I tutaj Mia Maria pisze swój pamiętnik. Natomiast Maria Olszańska opowiadała o Lotcie i jej wyprowadzce. Nie można powiedzieć inaczej, niż tak, że obu paniom tłumaczenie wyszło znakomicie.


Na sam koniec - tytuł: Przygody dzieci z ulicy Awanturników - pierwsza część: Dzieci z ulicy Awanturników- druga część: Lotta z ulicy Awanturników; tekst: Astrid Lindgren; ilustracje: Verlag Friedrich Oetinger; przekład "Dzieci z ulicy Awanturników": Anna Węgleńska; przekład "Lotty z ulicy Awanturników": Maria Olszańska
Wydawnictwo Nasza Księgarnia, Warszawa 2017

niedziela, 2 kwietnia 2017

Kurt i diament - czyli Kurt przy dużej kasie


Dziś Międzynarodowy Dzień Książki Dla Dzieci. Wiecie co najcenniejszego można dostać w takim wyjątkowym dniu? Książki rzecz jasna! Ale dla Kurta wielki, błyszczący kryształ był cenniejszy nawet od książki. Dla niego kosztowny diament w tym momencie był arcyważny. Pamiętacie Kurta, prawda? To ten miły kierowca wózka widłowego. A czy wiecie w jakich okolicznościach dostał diament?

Kurt, jak zawsze po pracy chodzi na spacery wzdłuż nabrzeża. Idzie, idzie i tu nagle widzi jakiegoś człowieka śpiącego sobie właśnie nad brzegiem wody! Kurt jest bardzo zdziwiony, ponieważ nigdy nie znalazł się w takiej sytuacji. Patrzy dalej, a mężczyzna jeszcze przez sen wchodzi do wody! Kierowca wózka widłowego bardzo się przestraszył. Pomyślał dwie sekundy i wskoczył za facetem. Był świadomy tego, że gdy ktoś pośpi sobie na dnie wody, po krótkim czasie utonie.


Śpiący pan, który został uratowany przez Kurta miał na plecach bardzo duży plecak. Kiedy Kurt zaprowadził człowieka z ogromnym plecakiem do biura Gunnara (szefa Kurta), Gunnar dał przemoczonym mężczyznom koce i gorącą kawę. Nie uwierzycie co się wtedy stało! Nasz nabrzeżny śpiciel był dobrze wychowany, dał więc Kurtowi wielgaśny diament. Kurt z początku nie wiedział co ma zrobić z diamentem, ale gdy dowiedział się od jubilera, ile wart jest jego prezent, oszalał. Swój skarb sprzedał jubilerowi za pięćdziesiąt milionów koron!


Już drugiego dnia Kurt kupił sobie: cygara, telefon komórkowy, garnitur, lampkę szampana, kawior, trampolinę, kosiarkę, tor samochodzikowy, elektryczną szczoteczkę do zębów, kamerę wideo, wiertarkę, meble, sprzęt muzyczny, obcinacz do paznokci, magazyn o tytule "Twoje pieniądze" oraz maszynę tnącą asfalt i beton. Nawet nie wiecie jakie zrobił przemeblowanie w domu!

Niestety, przez to bogactwo Kurt stał się niegrzeczny. Jego aroganckie zachowanie poparł tylko Bud (synek tatusia), który nic nie rozumiał, bo miał prawie trzy latka. Natomiast Anna-Liza (żona), Gruba Helena (córka) i Kurt Bąbelek (syn) nie zgadzali się z Kurtem, ponieważ stał się on zły i okrutny. Mało tego! Będąc złym i okrutnym chciał zostać premierem i rządzić całym krajem! Chcecie się dowiedzieć, co Kurt wyczyniał dalej? Tego to ja Wam nie powiem, więc musicie sięgnąć po książkę "Kurt i diament" tego samego Erlenda Loe, tej samej Kim Hiorthøy i nowego Pawła Urbaniaka.


Teraz musimy przyporządkować role. A mianowicie Erlend Loe napisał tę całą opowieść. W tej części także wyszło mu to wybitnie! Kim Hiorthøy jak się pewnie domyślacie musi być ilustratorką. Tak, zgadza się. Jej ilustracje też są wyśmienite, przyjemne dla oka. Nadeszła kolej na Pawła Urbaniaka. Do jego nazwiska przypisany jest przekład "Kurta i diamentu". Jemu wcale nie wyszło to gorzej niż innym Kurtownikom!

Udanych książkowych zdobyczy w tak pięknym dniu!


Tytuł: Kurt i diament; tekst: Erlend Loe; ilustracje: Kim Hiorthøy; przekład: Paweł Urbaniak
Wydawnictwo EneDueRabe, Gdańsk 2015